Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
1 V 2009 - 25 III 2010

       Przełożony Generalny Bractwa św. Piusa X, J.E. Bp Bernard Fellay, wzywa do wyruszenia na kolejną KRUCJATĘ RÓŻAŃCOWĄ, która będzie trwała do 25 marca 2010 r. W ciągu tego czasu Tradycja na całym świecie ma zgromadzić 12 milionów różańców, odpowiednio do ilości wymienionych w Apokalipsie dwunastu gwiazd w koronie Niepokalanej  (Ap 12, l).

       W obliczu nasilających się obecnie zaciętych ataków wrogów zewnętrznych i wewnętrznych, skierowanych na Kościół katolicki w ogóle oraz na katolicką Tradycję w szczególności, pragniemy ten bukiet złożyć u JEJ stóp w intencji triumfu Jej  Niepokalanego Serca nad wszystkimi wrogami Chrystusa Pana, religii katolickiej i chrześcijańskiego porządku społecznego. Triumf ten, według Jej własnych słów, nastąpi przez rozpowszechnienie nabożeństwa do Jej Niepokalanego Serca oraz przez poświęcenie Rosji Jej Niepokalanemu Sercu. Poświęcenie to, aby skutkowało realizacją obietnic, musi być dokonane osobiście przez samego Papieża, któremu powinni towarzyszyć wszyscy biskupi całego świata. O takie poświęcenie będziemy się modlić.

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
Zygmunt Krasiński

Niegdyś Cię, Mario, w Swiętej Częstochowie
O lud swój polscy błagali królowie,
Niegdyś Cię Polska, jeszcze wielka, cała,
Królową swoją przed zgonem obrała,
Naród ten niegdyś służył Ci orężno,
Bój Chrystusowy tocząc z poganami —
Królowo Polski i Litewska Księżno,
Zmiłuj się nad nami!


Ty wiesz, od czego dusze umierają,
I wiesz, od czego umarłe powstają
O, rozwiedź promień lepszego błękitu
Nad serc i ludów umarłych gruzami
Ty, królująca u wszechświata szczytu,
Zmiłuj się nad nami!

Za: http://www.laudate.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=2429&Itemid=138438434265
Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
Henryk Jarosiewicz

Kilka dni temu jeden z moich przyjaciół, bardzo oryginalny artysta, zadzwonił do mnie i z przejęciem w głosie wykrzyczał:

– Muszę Ci to zaraz powiedzieć, bo to jest to, czego szukałem! Wojtyła pisze w „Elementarzu etycznym”, że doskonałość jest drogą do szczęścia. To nie chodzi o to, że my mamy chcieć doskonałości jako swego celu, ale stając się doskonałymi zbliżamy się do tego celu, jakim jest świętość.

– No i co w tym nowego?

– Bo sądziłem, że nie wypada pracować nad swoją doskonałością, że to zbyt naturalne, oderwane od duchowości. A tak w ogóle to ten „Elementarz” jest doskonały!

Przyjaźnimy się, bo zawsze możemy podyskutować o filozofii i o sztuce. I zawsze spieramy się o miejsce tego, co „naturalne” w życiu religijnym. Od pewnego czasu „Elementarz”, niepozorna książeczka licząca sobie sto parędziesiąt malutkich stronniczek, zaczyna być dla nas ABC myślenia o człowieku i jego drodze do doskonałości. Autor pisze w niej: Szczęście, o którym wiele mówi Ewangelia, przychodzi przez doskonałość. Nie kupuje się go jednak za „cenę” doskonałości, ale dojrzewa się do niego doskonaląc się, stając się coraz lepszym, coraz pełniejszym człowiekiem.

Temat nie jest błahy. O to biegł spór na gruncie antropologii między I. Kantem, a M. Schelerem. K. Wojtyła doprowadził do syntezy pomiędzy dwoma biegunami: między aktem, a przeżyciem etycznym (wykłady lubelskie, lata 1954/57). Jest to znamienny rys jego całej twórczości: łączy to, co wydawało się być oddzielone. Mało tego, łączy to, co było nie tyle „drugim”, dopełniającym biegunem, ale co było pojmowane jako „przeciwne”. W praktyce przekłada się to na opozycję: albo poznajesz i działasz (Kant), albo przeżywasz wartości (Scheler) i… nie działasz, lecz ulegasz emocjom. A zatem, jak sądził mój Artysta: nawet nie możesz się doskonalić, bo to zaprzeczyłoby czystości przeżycia. A Kant, jako tzw. perfekcjonista, przyklasnąłby mu. Już w swoich pierwszych wykładach Wojtyła zaprasza do dyskusji Platona, Arystotelesa, św. Augustyna i Tomasza z Akwinu. Otwiera wielką dyskusję i doprowadza do SYNTEZY. Staje się pontifex oppositorum w antropologii. Jego odpowiedź to nie jest „średnia”, która niweluje odmienność, ale synteza, która… odmienność wyostrza! Nic nie traci niebo przez to, że istnieje ziemia, ale i ziemia zyskuje wtedy, kiedy żywa jest świadomość nieba. To rola kapłana-myśliciela, aby realizm przyrodzony stawał się realizmem nadprzyrodzonym.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

ks. Zbigniew Paweł Maciejewski

Jak przygotować młodzież do bierzmowania? Odpowiedź na to pytanie może być tylko jedna „nie wiem”. Przepis może być na ciasto, na udane wakacje, ale nie na budowanie więzi między człowiekiem a Bogiem. A o budowanie więzi, jak w każdym innym sakramencie i wszelkiej działalności pastoralnej Kościoła, tu chodzi.
Nie chcę jednak robić uniku. Fakt wielu znaków zapytania, związanych z bierzmowaniem nie zwalnia z prób refleksji nad procesem tego przygotowania, poszukiwaniem dróg dotarcia do młodego człowieka. Pierwsza rzecz, jak przychodzi mi do głowy to „non nocere”. Nie powinniśmy szkodzić, a mam przekonanie, że wiele form przygotowania do bierzmowania osłabia, czasami wręcz niszczy więź kandydata z Bogiem. Nie wynika to ze złej woli odpowiedzialnych za przygotowanie, ale z pewnych błędnych założeń tkwiących w mentalności wielu księży.


Powiem o najważniejszym. Błędem jest zakładanie, że kandydaci do bierzmowania to… ludzie wierzący. Oczywiście, w sferze autodeklaracji są wierzącymi, ale nie o takie kryterium chodzi. Nawet nie o kryterium praktyk religijnych (choć i tak tragicznych), ale o pytanie – jaki sens i znaczenie ma dla ciebie Bóg, dla twojego życia i decyzji, które w tym życiu podejmujesz.
Mówiąc obrazowo – gdy traktuje się wiarę jak „kwiatek do kożucha” to… nie nazywajmy tego wiarą. To tylko folklor, tradycja i przyzwyczajenie, których pielęgnowanie może czasem przynieść dobre samopoczucie i satysfakcję, ale nigdy nie będzie miało wpływu na życie, nie będzie także miało charakteru zbawczego. Wiara to „kożuch” i to nie taki, wiszący w szafie, ale który mamy na sobie. Mówiąc inaczej, w którym (w środku) sami jesteśmy.
Nie chodzi jednak, to ważne uzupełnienie, o idealność tego „kożucha”. Oczywiście – dobrze, gdy jest z fasonem, dobrej jakości i bez braków. Może jednak być dziurawy i brudny, może nawet w ogóle go nie być (pozostaje tylko jego pragnienie i szukanie), byleby był… ważny, byleby przypisane było do niego znaczenie.

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
ks. Marek Gancarczyk, redaktor naczelny     

Kto jest prawdopodobnie najbardziej znienawidzonym człowiekiem świata? Benedykt XVI. Tak napisał zaraz po konklawe Peter Seewald, niemiecki dziennikarz, autor książkowych wywiadów z kard. Ratzingerem.
Wydaje się, że, niestety, miał rację. Przez cztery lata, jakie mijają od wyboru na Stolicę Piotrową, na głowę Benedykta XVI spadło wiele zarzutów: „rottweiler Pana Boga”, „nieludzki pesymista”, „nie lubi młodzieży”, „budzi trwogę” itd.

A ostatnio parlament belgijski poczuł się w obowiązku przyjąć rezolucję potępiającą Ojca Świętego za jego wypowiedź na temat prezerwatyw. To do tego stopnia niebywałe, że przewodniczący belgijskiego Senatu, Armand De Decker, określił parlamentarne głosowanie jako „żałosne”. Skąd bierze się niechęć czy wręcz nienawiść do Ojca Świętego? Ks. Jerzy Szymik już w tytule swojego tekstu „Chodzi o Boga” (str. 21–23) daje jasną odpowiedź.