Ocena użytkowników: 4 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywna
Jarosław Kaczyński zaskoczył mnie. Pozytywnie. Mam na myśli jego przemówienie „Do przyjaciół Rosjan”. Już sama nazwa tego wystąpienia mówi sama za siebie. Dwa razy uważnie je przesłuchałem i przyznam szczerze, że byłem zdumiony, bo jest ono mądre i wyważone. Pojednawcze, ale nie spolegliwe. Moje zdumienie jest tym większe, bo do tej pory osią polityki partii Kaczyńskiego była niechęć dużej części Polaków do Rosji, którą PiS wykorzystywał do bieżącej polityki.

Tymczasem wystąpienie Kaczyńskiego jest tego odwrotnością. „Wiem, że rozliczenie stalinizmu jest problemem naszych obydwu narodów. Wiem też, że nowe można budować tylko w oparciu o prawdę. Polacy pamiętają ciosy i kule zbrodniarzy z NKWD. Ale pamiętają, też o bardzo wielu Rosjanach, którzy okazywali nam ich pomoc, że potrafili się podzielić tym co mieli, choć mieli bardzo, bardzo niewiele”- powiedział kandydat PiS na prezydenta.

Szkoda, że dopiero teraz Kaczyński o tym powiedział, ale lepiej późno niż wcale. Oczywiście na pewno jest w tym dużo wyrachowania politycznego w związku z kampanią wyborczą i jest to wyjście naprzeciw oczekiwaniom polskiego społeczeństwa, które po katastrofie w większości zaczęło się domagać poprawienia relacji z Rosją. Jednakże jeszcze kilkanaście dni temu przed katastrofą, takie przemówienie Jarosława Kaczyńskiego było nie do pomyślenia. Dlatego bez względu na motywacje, jakie kierowały Kaczyńskim aby wygłosić taką odezwę jest to kolejny duży krok w przełomie polsko- rosyjskim.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
Rząd Donalda Tuska bez kłamstwa nie potrafi funkcjonować. Podczas debaty sejmowej na temat katastrofy smoleńskiej minister zdrowia Ewa Kopacz stwierdziła, że miejsce katastrofy zostało dokładnie zbadane do głębokości jednego metra i zabezpieczone.

Tymczasem okazuje się, że do tej pory ludzie znajdują tam dokumenty tych, którzy zginęli w tej katastrofie, elementy ich garderoby, a nawet- o zgrozo!- części ciała. Tu już nawet nie chodzi o śledztwo, ale o szacunek dla zmarłych i ich rodzin. O to, żeby nie tylko rzeczy osób, które zginęły w Smoleńsku, ale także szczątki ich ciał miały godny pochówek. Słowa Tuska skierowane do obozu braci Kaczyńskich, że wyginą jak dinozaury nabierają nowego, jeszcze bardziej ponurego znaczenia. Część dinozaurów zginęła w katastrofie, a ich szczątki pozostały pod Smoleńskiem…

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna

Przyszłe podręczniki historii, politologii i stosunków międzynarodowych będą zapewne podawać za wzór mistrzostwa w osiąganiu strategicznych celów politycznych sposób, w jaki przywódcy rosyjscy zdołali w tak krótkim czasie – kilku zaledwie tygodni od tragedii smoleńskiej – i tak minimalnymi nakładami, przekreślić poniesioną na przełomie 1989/90 roku stratę na rubieżach imperium w postaci utraty kontroli nad prowincją nadwiślańską.

Jakże mało, podkreślmy to raz jeszcze, trzeba było zainwestować, a jak ogromny i wręcz przechodzący zapewne oczekiwania zysk! Kilka pokazowych, duszoszczipatielnych gestów, tak lubianych przez wszystkie nacje słowiańskie, jak ten z podniesieniem zbolałego premiera Tuska przez zatroskanego Władimira Władimirowicza; „wielkoduszne” przyznanie się w końcu do mordu katyńskiego, która to sprawa tak naprawdę już od dawna była kulą u nogi Kremla, więc nadarzająca się okazja jej odrzucenia daje mu wizerunkową i polityczną korzyść nie do przecenienia; uznanie wkładu polskiego w pokonanie „germańskiego faszyzmu”, wyrażone „zaszczytem” defilowania polskich żołnierzy zaraz po rosyjskich bojcach – i proszę: w Polsce ze wszystkich stron, z lewicy i prawicy, młodych i starych, aktorów i profesorów, ateuszy i biskupów, płynie nieprzerwany potok wiernopoddańczych aktów strzelistych, prawdziwy orgasmus wdzięczności i dozgonnej już, polsko-rosyjskiej miłości. Sam Jego Ekscelencja TW „Filozof” pobłogosławił pastersko zainicjowaną przez szeroki front „autorytetów” od Gazety Wyborczej po prof. Adama Rotfelda i red. Adama Szostkiewicza, akcję zapalania zniczy na grobach radzieckich „wyzwolicieli”. Nawet pozujący na chłodnych analityków redaktorzy portalu konserwatyzm.pl „podniecili się zachowawczo” na wieść o zaszczycie drugiego miejsca dla Polaków w moskiewskiej paradzie. A przede wszystkim, z „niezależnych” i „pluralistycznych”, jak wiadomo, szczekaczek me(r)dialnych wydobywa się z hałasem i częstotliwością młota pneumatycznego jednobrzmiący ryk: „przełom, przełom, przełom!”, „ocieplenie, ocieplenie, ocieplenie!”.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

W kampanii prezydenckiej początek ostrego startu. 6 maja o godzinie 24.00 upłynął termin złożenia przez komitety wyborcze co najmniej 100 tysięcy podpisów, co jest warunkiem zarejestrowania kandydata przez Państwową Komisję Wyborczą ze wszystkimi tego konsekwencjami, zwłaszcza – przydziałem darmowego czasu antenowego w państwowej telewizji i radiu – co dla wielu kandydatów może być celem samym w sobie. Na trzy godziny przed upływem terminu wiadomo, że podpisy złożył Waldemar Pawlak, Grzegorz Napieralski, Andrzej Olechowski, Marek Jurek i niektórzy mniej znani kandydaci, zaś sensacją dnia stało się dostarczenie rekordowej liczby około 1700 tysięcy podpisów przez sztab wyborczy Jarosława Kaczyńskiego, który w ten sposób ponad dwukrotnie przebił sztab wyborczy Bronisława Komorowskiego, legitymujący się jedynie 700 tysiącami podpisów. Prawnego znaczenia nie ma to oczywiście żadnego, natomiast pokazuje kilka rzeczy jednocześnie. Po pierwsze – sprawność sztabu wyborczego Jarosława Kaczyńskiego, a także – jego politycznego zaplecza. Po drugie – potwierdza przypuszczenia, że wahadło sympatii opinii publicznej wychyliło się wyraźnie w stronę Jarosława Kaczyńskiego, który w związku z tym – po trzecie – ma szanse na przejście do drugiej tury z Bronisławem Komorowskim.

A w drugiej turze – na czyje głosy może liczyć Jarosław Kaczyński, a na czyje – Bronisław Komorowski? Jarosław Kaczyński może liczyć na głosy, które w pierwszej turze zbierze Marek Jurek oraz część głosów zebranych przez Waldemara Pawlaka. Wprawdzie PSL jest w koalicji z Platformą Obywatelską, ale nie jest tajemnicą, iż ta koalicja jest małżeństwem z rozsądku i to w dodatku takim, w którym tzw. „ciche dni” zdarzają się dość często. Ale może też zebrać głosy tych wyborców, którzy niezależnie od sympatii partyjnych uważają, iż niebezpieczne byłoby oddanie Platformie Obywatelskiej pełnej kontroli nad państwem – co nastąpiłoby w przypadku zwycięstwa Bronisława Komorowskiego. Oczywiście ta pełna kontrola PO to tylko taki skrót myślowy; pełną kontrolę nad państwem polskim sprawują tajne służby, dobrze, jeśli tylko tubylcze – ale nie wszyscy wyborcy w takie spiskowe teorie wierzą, zwłaszcza, że „Gazeta Wyborcza” i powtarzający za nią Salon każdego wyznawcę spiskowej teorii uważa nie tylko za oszołoma i łajdaka, ale ostatnio, za sprawą gorliwości Jego Ekscelencji – nawet za grzesznika. A skoro nie wierzą, to mogą myśleć, że w przypadku zwycięstwa Bronisława Komorowskiego Platforma Obywatelska stanie się dyktatorem Polski, podobnie jak kiedyś PZPR – a taka ewentualność może skłonić ich do poparcia mniejszego zła, to znaczy – powierzenia urzędu prezydenckiego przedstawicielowi innej opcji. Bo Bronisław Komorowski może liczyć na głosy wyborców Andrzeja Olechowskiego i Grzegorza Napieralskiego. Warto jednak zwrócić uwagę, iż zbyt ostentacyjne poparcie SLD dla Bronisława Komorowskiego w II turze może w oczach części wyborców być dla niego pocałunkiem Almanzora. Wprawdzie smoleńska katastrofa połączyła obóz zdrady i zaprzaństwa z obozem płomiennych obrońców interesu narodowego braterstwem przelanej krwi – a w każdym razie w tym kierunku zmierzały przemyślenia pana posła Ryszarda Kalisza – ale nie wszyscy zaraz muszą się tym nastrojom poddawać i po staremu myśleć, że co komuna, to komuna. W każdym razie wybory będą miały charakter plebiscytu między Jasnogrodem, a Ciemnogrodem – i w tym właśnie kierunku zmierza linia propagandowa razwiedki, Salonu i „Gazety Wyborczej”.

Chociaż wybory tubylczego prezydenta przedstawiane są jako najważniejsze polityczne wydarzenie, to wcale nie musi to być prawda, bo przecież na prawo i lewo od Polski świat nadal istnieje, a konkretnie – istnieją strategiczni partnerzy, którzy mają względem nas i naszego państwa swoje zamysły. Pośrednio zwrócił na to uwagę Jarosław Kaczyński, realistycznie akcentując w swoim przemówieniu nasze „prawo do marzeń o Polsce silnej, zasobnej i sprawiedliwej”. Ano, marzyć wolno każdemu, kto by tam zabraniał ludziom marzyć, zresztą – nawet gdyby i chciał, to trudno byłoby mu to wyegzekwować. Marzyć zatem o Polsce silnej, zasobnej i sprawiedliwej będziemy mogli sobie do woli i nikt nam tego nie zabroni. Ale – jak śpiewał Wojciech Młynarski – „miewamy często głupie sny, ale potem się budzimy i...” No i wtedy następuje bolesny powrót do rzeczywistości, którą niestety w przewidywalnym czasie będą coraz mocniej kształtowały uzgodnienia strategicznych partnerów, coraz mocniej ujmujących ster europejskiej polityki. Wskazują na to liczne znaki na ziemi, a właściwie jeden, o którym za chwilę.

Żeby lepiej przybliżyć zrozumienie wymowy tego znaku, chciałbym przypomnieć historię opowiedzianą przez Adama Grzymałę-Siedleckiego o spostrzeżeniu poczynionym w miasteczku Prele, położonym w dawnych Inflantach Polskich. W początkach XX wieku miasteczko to było zaludnione w większości przez Żydów, więc pewnego wieczoru uwagę Grzymały-Siedleckiego zwróciła iluminacja, jaką prelowscy Żydzi urządzili w oknach swoich domów, niczym w piątek – a właśnie nie był piątek. Przygodny Żyd zapytany o przyczynę jarzących się w oknach świec, odpowiedział wymijająco, że to ot, tak sobie, żeby było jaśniej. I dopiero następnego dnia się okazało, że rewolucjoniści zamordowali onegdaj słynącego z niechęci do Żydów rosyjskiego ministra Plehwego i iluminacja w Prelach odbywała się najwyraźniej na cześć tego wydarzenia. Skąd jednak tamtejsi Żydzi wiedzieli o udanym zamachu, skoro radia jeszcze nie było, a wysyłanie depeszy mogło w tej sytuacji być jednak ryzykowne? Na to pytanie Grzymała-Siedlecki nie znalazł odpowiedzi, ale nie o to chodzi, bo ta ilustracja rzuca snop światła na inicjatywę, z jaką wystąpiła liczna grupa znanych osobistości.

Chodzi o apel, by w dniu 9 maja w całej Polsce zapalić świeczki na grobach żołnierzy Armii Czerwonej, poległych i pochowanych na terenie Polski. Jest to dalszy ciąg inicjatywy objawionej w czasie żałoby po smoleńskiej katastrofie przez Jego Ekscelencję abpa Józefa Życińskiego, który w odpowiedzi na niesłychane objawy życzliwości i ze strony zwykłych Rosjan i ze strony władz Federacji Rosyjskiej wezwał do roztoczenia opieki nad grobami żołnierzy radzieckich. Ten apel, powiedzmy sobie otwarcie i szczerze, służył nie tyle grobom, co zwróceniu uwagi na autora pomysłu, bo niezależnie od przyjaciół Związku Radzieckiego, których w Polsce jest znacznie więcej, niż mogłoby się wydawać i niezależnie od harcerzy, którzy opiekują się grobami, działa też rządowe BONGO, czyli Biuro Opieki Nad Grobami Obcokrajowców, ale mniejsza już o to. Ważniejsze bowiem jest to, że apel, wraz z nazwiskami jego sygnatariuszy ogłosiła „Gazeta Wyborcza”, która nigdy nie zapomina o leninowskich przykazaniach dotyczących organizatorskiej funkcji prasy. Wydaje się oczywiste, iż przedstawienie pełnej listy sygnatariuszy skierowane było do wiadomości rosyjskiej ambasady, a za jej pośrednictwem – do władz Federacji Rosyjskiej, jako swego rodzaju deklaracja lojalności nie tylko podpisanych osobistości, ale również środowisk - na wypadek dalszego zacieśnienia współpracy strategicznych partnerów przy ostatecznym rozwiązywaniu kwestii polskiej. Przede wszystkim apel podpisali prawie wszyscy wpływowi Żydzi, co stanowi dodatkową poszlakę, iż podczas rozmów, jakie w ubiegłym roku prezydent Miedwiediew przeprowadził z izraelskim prezydentem Peresem, sprawa utworzenia Żydolandu w ramach ostatecznego rozwiązywania przez strategicznych partnerów kwestii polskiej mogła zostać owocnie poruszona. Wskazuje na to również obecność pośród sygnatariuszy apelu prawie wszystkich znanych koniunkturalistów, co skłania do podejrzeń, że mogły zostać poczynione nawet jakieś ustalenia natury finansowej. Czy w przeciwnym razie apel w sprawie świeczek podpisywałby Andrzej Wajda? I wreszcie listę sygnatariuszy apelu w sprawie świeczek zamyka JE abp Józef Życiński, co sprawia, że i perspektywa ewentualnego utworzenia u nas Żywej Cerkwi też nabiera rumieńców, zwłaszcza w sytuacji, gdy niektórzy przedstawiciele hierarchii zostali właśnie przez Salon surowo napiętnowani za pogrążanie się w sprośnych błędach Niebu obrzydłych.

Komentarz  •  tygodnik „Goniec” (Toronto)  •  9 maja 2010

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Za: http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1617

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
Dzisiaj mija kolejna rocznica zakończenia II wojny światowej. To dobry czas na zatrzymanie się na chwilę w kieracie codziennego życia i spojrzenie wstecz. Podobało mi się wczorajsze przemówienie Grzegorza Napieralskiego, który podczas spotkania SLD we Wrocławiu mówił o tym, że nie można dzielić patriotyzmu na ten z AK i z GL. Że nie można dzielić patriotyzmu tych żołnierzy, którzy szli z gen. Andersem i z gen. Berlingiem. Pod tymi słowami lidera SLD mogę się podpisać, bo utożsamiam się z tymi tezami.

Napieralski w naprawdę dobrym przemówieniu przypomniał jak odbudowywano Polskę na Ziemiach Odzyskanych (wszak przemawiał we Wrocławiu). Mówił o bohaterstwie i patriotyzmie tych, którzy zdecydowali się przyjechać w 1945 r. na Ziemie Zachodnie i budować tam Polskę. Co więcej, mówił, że ludzie lewicy to patrioci. O ile wierzę, że przeciętni, zwykli zwolennicy i sympatycy lewicy są patriotami, to jeśli chodzi o „górę” SLD mam już duże wątpliwości i śmiem ich patriotyzm kwestionować chociażby w kontekście Ziem Zachodnich.

Wszak to m.in. SLD długie lata przekonywało nas, że Niemcy, to nasi „najlepsi adwokaci w UE”. To właśnie liderzy lewicy wmawiali nam to, gdy kanclerzem Niemiec był Gerhard Schroeder. W czasie, gdy politycy lewicy z uporem maniaka wmawiali nam, że Niemcy, to nasi „najlepsi adwokaci w UE” tenże Schroeder 3 września 2000 roku podczas wystąpienia na zjeździe wypędzonych ziomkostw z Polski i Czechosłowacji powiedział: „Zawierzcie mojej metodzie. Ja wam dostarczę wschodnie landy w taki sposób, że ich dzisiejsi administratorzy, Polacy, będą nam jeszcze wdzięczni za to, że zostali wreszcie Europejczykami”.