Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
W sobotę 10 kwietnia okazało się, że uroczystości 70-lecia wymordowania przez NKWD polskich oficerów w Katyniu zyskały nieoczekiwaną, makabryczną kontynuację. Jak wiadomo, 7 kwietnia rosyjski premier Włodzimierz Putin zaprosił polskiego premiera Donalda Tuska na uroczystość, podczas której 70 rocznica wymordowania polskich oficerów została połączona z hołdem dla rosyjskich ofiar „wielkiej czystki”, zarządzonej przez Stalina w latach 30-tych. Po tej uroczystości, w której, oprócz premiera Tuska wzięli udział członkowie rządu i parlamentarzyści koalicji rządowej, rozradowany redaktor Adam Michnik zaapelował o podziękowanie „przyjaciołom Moskalom”. Miał zapewne na myśli zorganizowanie w Katyniu uroczystości, przybycie na nie premiera Włodzimierza Putina i zaproszenie premiera Donalda Tuska, chociaż z drugiej strony niepodobna nie zauważyć, że ta uroczystość z udziałem polskiego premiera mogła odbyć się tylko dlatego, że przed 70 laty Józef Stalin rozkazał wymordować tam polskich oficerów – jeńców wojennych. W tej sytuacji apel red. Michnika zabrzmiał szalenie dwuznacznie, ale jestem prawie pewien, że red. Michnik tej dwuznaczności w ogóle nie zauważył, przede wszystkim z radości, że ta demonstracja pojednania odbyła się z pominięciem prezydenta Lecha Kaczyńskiego, którego środowisko „Gazety Wyborczej” niezmiennie uważało za jednego z największych szkodników i w ogóle – rodzaj tłustej plamy na ciele tubylczego narodu polskiego – oraz z nadziei, iż osiągnięcie upragnionej symetrii w pojednaniu Polski ze strategicznymi partnerami, tzn. – z Niemcami i Rosją, może zapoczątkować kolejny okres dobrego fartu dla kolejnego pokolenia środowiska, obecnie skupionego już nie wokół Partii i UB, które pod dawną postacią już przecież nie istnieją, tylko – „Gazety Wyborczej”.

Ocena użytkowników: 1 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Ktoś rozkołysał nastroje. Właściwie nie ktoś, bo chyba wiemy kto. Jeżeli nawet nie wymawiamy tego nazwiska głośno, to i tak mamy je w świadomości.  Stało się coś, co nie powinno się stać.  Nie ma odważnych by zmienić decyzję. Pojawiają się za to próby uogólnienia, rozmydlenia , złagodzenia skutków skandalicznej czyjejś decyzji. Ciekawe. Do dzisiaj nikt nie wypowiedział imienia tego, kto na taki pomysł wpadł. On sam także przyznać się nie ma odwagi. Czyżby się przestraszył? Czyżby zrozumiał, iż zranił uczucia części narodu? Nie wierzę. Przecież decyzja była wyrazem nie emocji, ale pychy, wrodzonego braku pokory, przerostu ambicji. Takich mamy dzisiaj bohaterów. Wodzów nie mamy wcale.
Kolejny dzień oglądam powitania powracających w trumnach szczątków. Teraz robi się już lżej. Już wymienia się nazwiska a nie nazwisko. Wśród tych 96 byli tacy, którzy zasłużyli na wyróżnienie, na szczególne uszanowanie, na podziw. Tak się szczęśliwie w moim życiu ułożyło, że bezpośrednio poznałem trzech.

Lecha Kaczyńskiego spotkałem podczas jakiejś międzynarodowej konferencji w Genewie. Był wówczas chyba jeszcze zastępcą Wałęsy w NSZZ Solidarność. Rozmawiałem z nim kilkadziesiąt minut., po czym nagrałem rozmowę dla naszej rozgłośni. Nie zrobił chyba na mnie większego wrażenia, bo niewiele z tamtego spotkania pamiętam.

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
Obejrzałem wczorajszą transmisję z uroczystości w Katyniu. Pierwsza refleksja jaka mi się nasunęła podczas oglądania relacji z uroczystości, to że PijaRowcy Donalda Tuska walnęli sobie samobója. Nie powinni go puszczać na tego typu uroczystości, bo przy Władimirze Putinie, to on wygląda jak fircyk. Sposób bycia, poruszania się oraz przemawiania, to w porównaniu z Putinem polityczna czwarta liga.
Stał więc jak sierota przy wysportowanym, pewnym siebie, obytym w świecie Putinie i jedyny pozytyw jest taki, że wbrew temu co się mówiło, iż Donek nic nie umie mogliśmy zobaczyć, że jednak coś umie. Śpiewał hymn Polski. Nauczył się. Jednak coś umie.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
Katastrofa samolotu prezydenckiego, która wydarzyła się 10 IV 2010 r. napełniła bólem wszystkich Polaków. Każdy utracił tam kogoś z kim sympatyzował. W jednej katastrofie zginęli najważniejsi szefowie (dowódcy) różnych dziedzin życia, najważniejsi przedstawiciele Narodu Polskiego. Takiego sukcesu nad przeciwnikiem nie osiąga się nawet w czasie wojny. Kto skojarzy poprzednią katastrofę samolotu „Casa”, w której bez walki zginęło około dwudziestu lotników, dołoży do tego katastrofę samolotu prezydenckiego, pytanie nasunie się mu samo: Czy to nie jest jakaś wojna z Narodem Polskim? Może już działa jakaś grupa dywersyjna, która doprowadza do takich katastrof i likwiduje najważniejszych ludzi, niewygodnych dla panów, którzy chcą sprawować władzę nad całym światem? Jeszcze komisje badające przyczyny katastrofy nie dokończyły wstępnych badać, a już ogłoszono, że to był błąd pilota. Zadziwiający pośpiech. Podano, że pilot aż cztery razy podchodził do lądowania. Ponieważ to była mylna wiadomość, wolno nam teraz wątpić w we wszelkie inne podawane wiadomości i snuć swoje (amatorskie) różne domysły.  Przyczyny katastrofy mogą być różne. Najprawdopodobniej samolot został „przygotowany” i „zaprogramowany’ do katastrofy jeszcze przed startem w powietrze tak, by wszystko działało normalnie i bez zarzutu do czasu gdy samolot zbliża się do lądowania. W momencie gdy lotnik wysuwa podwozie (koła) równocześnie włącza się ster i dokonuje przechyłu samolotu. Samolot przechyla się zbacza z toru i nieuchronnie rozbija. Lotnik nie jest w stanie nic zrobić. O taki przechyleniu się samolotu mówili świadkowie.

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
W dzieciństwie, gdy chodziłem do szkoły podstawowej, a było to w latach 80-tych Katyń był dla mnie synonimem tego co wyrządził narodowi polskiemu komunizm. O Katyniu dowiedziałem się od nieżyjącej już babci. Z jednej strony mówiło się o tym w domu, z drugiej nie wolno było mi tego słowa wymówić poza domem.
Dziś już wiem, że ta ostrożność wzięła się stąd, że w latach stalinowskich pradziadek miał „pogawędki” z miejscowymi czerwonymi mandarynami, także tymi z UB, bo „miał hektary”, a więc dla stalinowców był kułakiem- „wrogiem ludu”. Na dodatek był członkiem mikołajczykowskiego PSL i nie zapomnę jak babcia pokazała mi cegłówkę na strychu pod którą pradziadek miał schowaną PSL-owską legitymację. Myślę, że to właśnie po tych „pogawędkach” pradziadka z miejscowymi czerwonymi kacykami ta nadmierna i momentami groteskowa ostrożność (patrząc na to z perspektywy dzisiejszego czasu, wszak lat 80-tych nie można porównywać do stalinizmu) była przekazywana z pokolenia na pokolenie.
Katyń w dzieciństwie był dla mnie świętością. Dzisiaj, przyznam się szczerze słowo Katyń mierzi mnie. Pozostał szacunek i cześć dla tych, którzy zostali tam zamordowani przez NKWD. Jednakże Katyń stał się dla mnie synonimem małych rozgrywek politycznych realizowanych przez różnej maści cwaniaczków politycznych. Od lat podjudza się Katyniem Polaków na Rosję i Rosjan. Ci sami ludzie, którzy wzywają Rosję do przeproszenia Polski za Katyń ani słowem nie zająknęli się do Ukraińców, aby przeprosili za rzeź wołyńską. Nazwę rzecz po imieniu: nasi zawodowi „antykomuniści” zohydzili mi Katyń.