Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
W czasie gdy w Polsce umysły maltretowane są zarówno filogermańskimi książkami o bezsensowności wybuchu Powstania Warszawskiego („Obłęd ’44”), jak i obrazami obrony Normandii przez Niemców w 1944 r. – inscenizacja na Helu, Europa czeka na kolejną turę wyrzeczeń związanych z zaciskaniem pasa, jak to przewiduje „Financial Times” w artykułach Martina Wolfa i Wolfganga Münchau.

Podczas gdy ostatnie wyciszenie nastrojów związane z kampanią wyborczą w Niemczech przechodzi do historii, analitycy zastanawiają się, jak zmieni się dotychczasowa polityka Niemiec względem UE. Lionel Barber w wywiadzie „Financial Timesa” nie pozostawia złudzeń: niemieckie interesy będą – jak stwierdza – „über alles” (ponad wszystko).

Niezauważony przez Polaków apel kanclerz Merkel o drugi głos na CDU/CSU oznaczał wcześniejszy wybór SPD na koalicjanta, co musi rodzić pytanie, w jakim celu Niemcy potrzebują aż tak stabilnej większości parlamentarnej u siebie zbudowanej z dwóch dominujących partii. Podczas gdy zaostrzenie kryzysu w eurostrefie nastąpiło z powodu egoistycznej polityki Niemiec i zadziwiającej niekompetencji instytucji regulacyjnych, które aż trzykrotnie nie oszacowywały konsekwencji zacieśnienia budżetowego.

Bolesny egoizm

W efekcie optymistyczne założenia zawsze rozmijały się z bolesnymi konsekwencjami. I tak trojka przewidywała, że gospodarka Grecji jedynie w 2010 r. przejdzie 2,6-procentową recesję, od której następnie się odbije. To jednak nadal nie następuje. Tymczasem Grecja przeżyła już kataklizm 23-procentowego skurczenia, a na dodatek – jak przewiduje IOBE – w tym roku skurczy się o kolejne 5 procent. To samo dotyczy innych krajów euro-Titanica – gospodarka Włoch skurczyła się już o 8,8 proc., Irlandii – o 8,4 proc., Portugalii – o 7,6 proc., a Hiszpanii – o 7,5 procent. A na dodatek – jak podaje „Haver Analitics” – cała gospodarka eurostrefy jest na poziomie aktywności o 13 proc. niższej, niż to wynika z jej długoterminowego trendu.

Ocena użytkowników: 3 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 Polak w żadnym wypadku nie może mówić, że Powstanie było zbrodnią
 

 Autoryzowany wywiad Prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego o Powstaniu Warszawskim. Tygodnik „Do Rzeczy”

Czy Powstanie Warszawskie było zbrodnią?

- Polak w żadnym wypadku nie może mówić, że Powstanie było zbrodnią.

Po pierwsze wpisuje się to w narrację wrogów polskiej niepodległości, tych, którzy realizowali rosyjskie czy sowieckie plany zniszczenia naszej suwerenności i nadania Polsce charakteru kolonii czy protektoratu. Z tym wiązała się też próba przebudowy polskiej świadomości historycznej.

Po drugie jest to ahistoryczne – zupełnie abstrahuje od okoliczności. Można krytykować Powstanie – oczywiście, ale pamiętając, że my wiemy co zdarzyło się po jego wybuchu, ci, którzy podejmowali decyzje nie wiedzieli.

Chodzi o konsekwencje Powstania?

- Tak. Natomiast ci, którzy podejmowali decyzje o wybuchu nie byli jasnowidzami. Była to próba realizacji planu politycznego, który okazał się chybiony. Był obciążony przyjęciem pewnych optymistycznych założeń, ale nie można było traktować tego planu z góry, jako całkowicie nierealnego. Zajęcie Warszawy i sytuacja, w której Rosjanie wkraczają do stolicy, gdzie jest polska władza i kilkadziesiąt tysięcy polskich żołnierzy – może nawet więcej, gdyby udało się ściągnąć jednostki spoza Warszawy – to stwarzałoby dość kłopotliwą okoliczność dla Stalina. Zakładanie z góry, że oni pozwoliliby sobie w Warszawie na wszystko, tzn. na powtórzenie tego co zrobili w Wilnie po Akcji „Burza”, nie jest racjonalne. Rząd londyński był wtedy uznawany …

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna

System III RP wpada w panikę

Coraz szersza rzesza obserwatorów polskiej politycznej rzeczywistości przestaje wierzyć, że rządzący Polską reżim dotrwa do końca kadencji i wyborów w 2015 roku. Sondażowy spadek popularności Platformy Obywatelskiej, choć sondaże powinniśmy traktować z dużą rezerwą, wskazuje jednak wyraźnie, że może dojść wkrótce do takiej sytuacji, w której nawet Tusk z Millerem nie będą mieli w sumie tylu szabel, aby dać Komorowskiemu pretekst do powołania rządu z pominięciem zwycięskiego ugrupowania, czyli do dalszego pudrowania trupa III RP.

Kiedy obserwujemy nerwową krzątaninę coraz bardziej przypominającą panikę, jaka ma miejsce w mediach i wśród politycznych piewców oraz beneficjentów Systemu to łatwo zauważyć, że na razie ich jedynymi pomysłami na przetrwanie jest wzrastająca opresyjność władzy, straszenie społeczeństwa „odradzającym się faszyzmem” i powtarzane od świtu do nocy w polskich i zagranicznych mediach słowa klucze brzmiące mniej więcej tak:

„Wszyscy pamiętamy jak wyglądały rządy Kaczyńskiego i czym się skończyły”    

To, według tefałenowskich dziennikarskich najmitów i pismaków z Wyborczej oraz międzynarodowego lewactwa ma wystarczyć, oczywiście bez kłopotliwego wchodzenia w szczegóły.

Właśnie dlatego ja proponuję w te szczegóły jednak się zagłębić. Okaże się wówczas, że czasy „pisowskiej nocy” na tle tuskowej teraźniejszości jawią się, jako dwa lata nie tylko ekonomicznej prosperity, ale i niezwykłego poszanowania dla demokratycznych standardów.

Ocena użytkowników: 3 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Wrzesień przynosi z reguły wysyp materiałów wspominkowych i mniej lub bardziej udanych prób refleksji, dotyczących tragicznych dla Polski wydarzeń z 1939 r. W tym roku na portalu Nacjonalista.pl ukazał się artykuł p. Mariusza Polińskiego zatytułowany „1939, czyli jak widowiskowo stracić niepodległość”. Teza artykułu nie była trudna do przewidzenia: klęsce Polski przed siedemdziesięciu paru laty, a tym samym również wszystkim innym nieszczęściom, które spotkały nasz kraj w latach późniejszych, winna jest sanacja, traktowana przez „narodowców” rozmaitego autoramentu jako coś w rodzaju mitycznej złej bestii. Tezę dało się łatwo wydedukować z tytułu nawet bez czytania reszty, ponieważ w środowiskach identyfikujących się jako „narodowe” jest ona przyjmowana i głoszona w charakterze dogmatu, nie wymagającego dowodzenia. Z tego też zapewne powodu Autor w zasadzie nie zajmuje się opisem faktów, zamiast których przedstawia własne oceny i pisze nie o tym, co się wydarzyło, lecz o tym, co jego zdaniem wydarzyć się powinno było. A wyprowadzanie własnych poglądów z własnych poglądów to mało przekonujący sposób prowadzenia wywodu, niezależnie od tego, kogo i o czym próbujemy przekonać.
 
I. Polityka Becka
 
   Autor ma rację sugerując, że przegraną Polski w kampanii 1939 r. przygotowała polityka zagraniczna źle prowadzona przez polskie władze w poprzednich latach. Przypisywanie odpowiedzialności za tę politykę złowrogiej „sanacji” jako całości nie znajduje już jednak uzasadnienia. Od 1935 r. kierownictwo polityki zagranicznej państwa polskiego sprawował samodzielnie jeden człowiek: płk Józef Beck. Wykorzystując fakt, iż o jego nominacji na stanowisko ministra spraw zagranicznych zdecydował marszałek Józef Piłsudski, Beck umiał po jego śmierci wmówić nawet innym politykom swojego obozu, że to on był najgłębiej wtajemniczony w arkana polityki zagranicznej Piłsudskiego, więc tylko on jeden może ją prawidłowo kontynuować. Dlatego od 1935 r. w politykę zagraniczną nie wtrącali się Beckowi ani prezydent, ani premierzy, ani inni ministrowie. Beck utrzymywał też, że jako szef MSZ w polityce zagranicznej wiernie realizuje wskazania Piłsudskiego. Twierdzenie to nie miało nic wspólnego z rzeczywistością. Udzielając przed śmiercią wytycznych na następne lata swoim współpracownikom, marszałek Piłsudski podkreślił, iż w wypadku nowej wojny w Europie mają tak prowadzić politykę zagraniczną, by Polska do wojny weszła jako ostatnia. Beck zaś poprowadził ją tak, że Polska do wojny weszła jako pierwsza.

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna

 Hans Frank mówił, że Polacy mają być tak biedni, żeby sami dobrowolnie bez łapanek chcieli jechać na roboty do Niemiec  *


Podobno jest już po kryzysie. Jest dobrze, kryzys mimo że łomotał do naszych drzwi, to już sobie poszedł. Teraz rząd PO-PSL wciela plan "Polska po kryzysie"...

Podobno roboty jest w kraju w bród, przedsiębiorcy są w fantastycznych nastrojach i będą zatrudniać masowo, lecz tylko ci okropni związkowcy psują nastrój radości dostatku i atmosferę pełnego sukcesu gospodarczego, ponownie rozkwitającej jesienią "zielonej wyspy" nad Wisłą, organizując manifestacje w Warszawie.

Ponoć mamy wyraźną poprawę na rynku pracy, bo bezrobocie w sierpniu spadło z 13,1 do 13 proc. i widoczny jest wzrost optymizmu u polskich przedsiębiorców. Pracodawcy zgłaszają coraz więcej wolnych miejsc pracy przy zbieraniu gruszek i jabłek i dla ochroniarzy po 2,90 zł za godzinę. Wicepremier z PSL Janusz Piechociński, który ma w końcu ośmiu doradców, proponuje, aby umożliwić zatrudnienie babć do opieki nad wnukami co najmniej na pół etatu. Ciekawe co z dziadkami, jakie stymulacje zatrudnieniowe dla nich przewidział rząd. Mogliby przecież na przykład na pół etatu testować leki, ot choćby taką viagrę. Jakby zapomniano, że z końcem lata kończą się prace sezonowe w hotelarstwie, gastronomii i turystyce i już wkrótce wróci z tej dorywczej harówki blisko 400 tys. młodych żądnych pracy i ubezpieczenia zdrowotnego absolwentów szkół ponadpodstawowych. Bezrobocie więc spokojnie ponownie poszybuje w okolice 14,5-15 proc. z końcem roku.

Dość szybko więc z 2,1 mln bezrobotnych znów zobaczyć możemy liczby o 200-400 tys. wyższe. Tym bardziej, że jeszcze długo nie ruszy budowlanka i mieszkaniówka - najszybsze źródło tworzenia miejsc pracy w Polsce. W czasie okupacji hitlerowskiej namiestnik w Generalnym Gubernatorstwie - Hans Frank mówił, że Polacy mają być tak biedni, żeby sami dobrowolnie bez łapanek chcieli jechać na roboty do Niemiec. I ta dewiza jest dziś bardzo skutecznie wdrażana w życie w naszym kraju. W ostatnich latach za pracą, chlebem i nadzieją na przyszłość wyjechało z Polski ponad 2 mln głównie młodych osób, ale i pięćdziesięciolatków. Z ogarniętej okrutną wojną domową Syrii też wyjechało ok. 2 mln osób zagranicę. Porównanie wydaje się wręcz szokujące. Przypomnieć warto, że zdecydowana większość Polaków nie miała tu szansy na pracę, godziwą płacę i jako taką emeryturę. A bywa u nas i tak, że jak niesforny pracownik upomni się o swoje zaległe wynagrodzenie to może się zdarzyć historia jak ta spod Grójca, gdzie przedsiębiorca budowlany uznał, że taniej będzie pracownikowi obciąć palce i poderżnąć gardło niż zapłacić.