Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
Wojna na górze denerwuje wszystkich. Nie wiadomo o co chodzi. Pogubienie jest totalne. Prawo jest niejasne. Reguły gry politycznej zmieniają się jak w kalejdoskopie. Wszyscy używają tych samych słów, ale w ustach każdego co innego one oznaczają. Gdzie szukać klucza do zrozumienia istoty obecnych rozgrywek?

Wydaje mi się, że to pogubienie jest celowo zaplanowane. Szary obywatel ma nie wiedzieć o co chodzi. Ma się zmęczyć polityką i przestać myśleć politycznie, przestać się wtrącać w sprawy Państwa. Ma zostawić to zawodowym politykom. Może ich nienawidzieć, byle by  co jakiś czas poszedł do urny wyborczej i zagłosował jak mu podyktują  środki masowego przekazu, bez własnego rozeznania. Dostanie jakiś tam wybór, ale nie będzie rozumiał jego istoty, a wynik i tak będzie bez znaczenia. Niezależnie od tego kto wygra  w istotnych sprawach pozostanie to samo.  Partie ponoć poglądy mają różne, ale czy rzeczywiście? Czy w najważniejszych sprawach dla Państwa i Narodu tak bardzo się różnią.

Wszystkie partie, od skrajnej lewicy do Gazety Polskiej, duże i małe, "idą do Europy", chcą wejścia do NATO, reagują alergicznie na kontakty z Rosją, popierają prywatyzację bez reprywatyzacji, podnoszą podatki i wydatki państwa,  tylko symbolicznie "walczą" z korupcją itd.

Nie znaczy to, że wszyscy politycy mają taki sam program. Tak wcale nie jest. Rzecz jednak w tym, że autentyczne podziały biegną nie pomiędzy partiami ale na poprzek wszystkich partii. Ba, nawet duchowieństwo i episkopat w sprawach politycznych są podzieleni według tego samego kryterium. Jakie to kryterium? Moim zdaniem główny podział to na patriotów i internacjonalistów. Na tych co liczą się ze swoim elektoratem i na tych, którzy liczą się ze swoimi mocodawcami z zagranicy. Na tych co chcą działać w interesie Polski i odróżniają ją od reszty świata i na tych co chcą nas zintegrować z światem i podporządkować programom ogólnoświatowym. Recepty na rozwiązywanie poszczególnych kwestii mogą być różne, w zależności od osadzenia w określonej tradycji politycznej, ale w istotnych sprawach patrioci zawsze się dogadają, bo łączy ich interes Polski i Polaków. Internacjonaliści też się dogadają, bo łączy ich bądź solidarność z siłami niepolskimi, bądź uzależnienie od nich, głównie finansowe. Przy okazji warto zauważyć jakie partie mają pieniądze, prasę, wiele ludzi na etatach, drogie reklamy wyborcze,  itd. Gdy naród jest biedny, partie wyrastające z rodzimej gleby są ubogie. Gdy partia bez szerokiej rzeszy członków jest bogata to znaczy, że korzysta z pomocy sił niepolskich.

Równocześnie warto zauważyć, którzy politycy  z poszczególnych partii mają regularny dostęp do telewizji. Wygląda na to, że te same siły próbują opanować wszystkie orientacje polityczne, a do nagłaśniania w mediach dopuszczają tylko tych ludzi,  nad którymi już panują. Dotyczy to zarówno partii mających silne reprezentacje w Sejmie jak i z opozycji pozaparlamentarnej. Są osoby, które reprezentują choćby mikroskopowe partie czy frakcje w ramach swoich partii, a które prawie co dzień oglądamy w telewizji. Ktoś jest w stanie spowodować, że właśnie te osoby prosi się o wypowiedź w najprzeróżniejszych bieżących sprawach. Ten kto faktycznie rządzi, panuje nad mediami. Zastanówmy się czy są to "internacjonaliści" czy "patrioci"?

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
Wyższe sfery finansów żydowskich nawiązały po raz pierwszy kontakt ze Stanami Zjednoczonymi za pośrednictwem Rothschildów. Co więcej, można powiedzieć, że Stany Zjednoczone założyły podwaliny pod fortunę Rothschildów. A jak się to często zdarza w historii bogactw żydowskich, fortunę tę zrodziła wojna. Pierwsze dwadzieścia milionów dolarów, jakie mieli Rothschildowie do spekulacji, były to pieniądze zapłacone im za wojska heskie, które walczyły przeciwko koloniom amerykańskim.

Od czasu tego pierwszego pośredniego kontaktu z Ameryką, Rothschildowie często brali udział w pieniężnych sprawach naszego kraju, choć działali zawsze przez ajentów.
Żaden z synów Rotschilda nie uważał za potrzebne osiedlić się w Stanach Zjednoczonych. Anzelm pozostał we Frankfurcie, Salomon wybrał Wiedeń, Nathan Mayer udał się do Londynu, Karol zamieszkał w Neapolu, a Jakub reprezentował rodzinę w Paryżu. Byli to władcy wojen w Europie przez więcej niż jedno pokolenie, a dynastię utrwalili ich następcy.

Pierwszym żydowskim ajentem Rothschildów w Stanach Zjednoczonych był August Belmont, który przybył tu w roku 1837 i został prezesem Komitetu Demokratyczno-Narodowego podczas wojny domowej. Belmontowie przyjęli chrześcijaństwo; istnieje do dnia dzisiejszego mauzoleum Belmontów, zwane Kaplicą Wschodnią w nowej katedrze św. Jana Bożego na Morningside Heights.

Potęga Rothschildów rozszerzyła się niebawem przez wejście innych rodzin bankierskich do finansów państwowych tak dalece, że określić ją można już nie imieniem rodu, lecz imieniem rasy. Dlatego też mówi się o międzynarodowych finansach żydowskich, a najważniejsze w tej dziedzinie osobistości nazywamy powszechnie międzynarodowymi finansistami żydowskimi. Zasłona tajemnicy, która w tak znacznej mierze przyczyniła się do wzmożenia potęgi Rothschilda, opadła; majątek zdobyty przez wojnę został nazwany po wszystkie czasy „krwawym bogactwem"; równocześnie zerwano zasłonę czarodziejskiej tajemnicy, otaczającą wielkie transakcje rządów z poszczególnymi jednostkami, co w rezultacie doprowadziło do tego, że posiadacze bogactw stali się rzeczywistymi władcami narodu. W związku z tym ujawniono ciekawe fakty.

Ocena użytkowników: 4 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywna
Od jakichś dwustu pięćdziesięciu lat trwa zmasowana krucjata pewnych środowisk przeciw kultom religijnym. Są to zazwyczaj wolnomyśliciele i lewicowcy. Stosują oni najróżniejsze chwyty erystyczne, aby udowodnić, że Boga nie ma. Ostatnimi czasy ukazał się wręcz zbiór tego typu zagrywek w postaci książki Richarda Dawkinsa Bóg urojony. Autor na różne sposoby zmagał się z ideą Boga, pogubił się jednak, a samą lekturę można uznać za konwulsyjne wicie się i projekcję nienawiści do wszelkich form kultu. Przecież na lewicującym francuskim kanale Planete był kiedyś program, w którym Dawkins zwiedzał miejsca ważne dla różnych religii, a mówiąc o nich, zachowywał się tak, jakby chciał je zniszczyć. Argumenty stosowane przez niego nie są wyrachowane. To takie lewackie odgrzebywanie przypadków przypominające uzasadnienie wykonywanie aborcji przez dziewięć miesięcy zaburzeniami rozwoju płodu zdarzającymi się raz na milion ciąż. Widać, że powinien wrócić do zajmowania się zoologią i ewolucjonizmem, a zrezygnować natomiast z filozofii. O tej bowiem nie ma zielonego pojęcia. Przy okazji wypada zaznaczyć, że z jego głównej dziedziny tzn. zoologii, nie jest żadnym liczącym się na świecie badaczem, tylko mocnym średniakiem. Zasłynął dzięki serii książek popularnonaukowych takich jak Samolubny gen, Fenotyp rozszerzony, Ślepy zegarmistrz czy Wspinaczka na szczyt nieprawdopodobieństwa. To nie jest taka klasa, jak na przykład wybitny amerykański paleontolog, zmarły w 2002 roku, Stephen Jay Gould. Ów również opublikował wiele książek popularnonaukowych, dzięki którym zdobył rozgłos na całym świecie. W przeciwieństwie do Dawkinsa liczył się w swoim środowisku jako autor tysiąca publikacji i twórca teorii punktualizmu (razem z Nilesem Eldredgem). Również miał zdecydowanie normalniejsze podejście do religii wyrażone jako zasada NOMA (Non-Overlapping Magisterias). Tyle dygresji.

W każdym razie wiadomo, że część ateistów (nazwijmy ich antyteistami) próbuje zwalczać religię. Stosują przy tej okazji mniej lub bardziej wyszukane argumenty. Jednym z nich jest poszukiwania życia pozaziemskiego. Uważają, że jeżeli znajdą chociażby bakterię, która nie powstała na Ziemi, to już będzie wystarczający dowód, że żadnego Boga nie ma. W sumie nie jest to wyszukany argument, ale tą kwestię trzeba rozwinąć. Argumentacja w ten sposób może przemawiać do wielu ludzi niezbyt obeznanych zarówno z naukami przyrodniczymi jak i filozofią. Takich jednakże jest niestety zdecydowana większość. Tak więc w sumie niezbyt wyrachowany argument może mieć wielkie znaczenie, jeśli chodzi o samą demagogię. Istnieje zatem możliwość, że z równą łatwością zostanie on podchwycony przez jakąś grupę ludzi i uznany za prawdziwy.

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna

 Przypominamy

Numer specjalny,
poświęcony referendum w sprawie akcesji do Unii Europejskiej

Wstęp

 Stoimy w obliczu jednej z najważniejszych decyzji dotyczących przyszłości Polski, jaką będzie musiał Naród podjąć - decyzji, która będzie brzemienna w skutki na wiele pokoleń. Wejść czy nie wejść do Unii Europejskiej (UE)? Wielokrotnie w dziejach różne ważne decyzje nas dotyczące były podejmowane za nas przez siły nam obce (rozbiory, Kongres Wiedeński, Pakt Ribbentrop-Mołotow, Jałta, RWPG) lub przez naszych przywódców bez pytania się Narodu o zgodę (Chrzest Polski, Unia z Litwą, Grunwald, Odsiecz Wiedeńska, powstania - ostatnio wysłanie wojsk do Iraku). Teraz mamy sytuację szczególną. W demokratycznym referendum będziemy musieli wyrazić zbiorową wolę wejścia do UE lub pozostania poza nią. Będzie to decyzja nas wszystkich. Jeżeli nie będziemy zadowoleni z tego za czym zagłosujemy, to będzie tylko i wyłącznie nasza wina i nikogo prócz siebie winić nie będzie nam wolno. Szczególnie nie będą mieli prawa do narzekania ci, co w głosowaniu nie wezmą udziału. Będzie to decyzja o znaczeniu historycznym. A czy ma analogie historyczne?

            Carl Beddermann, Niemiec, były unijny doradca przedakcesyjny w Polsce, przemawiając w Radiu Maryja (19.X.02) powiedział, że w szkołach niemieckich uczą, iż pierwszy rozbiór Polski był wynalazkiem Polaków, że zaproponowali go Rosji i Prusom polscy magnaci. Beddermann nie chciał w to wierzyć, ale po przyjechaniu do Polski przekonał się, że teraz też mamy podobnych „magnatów”.

            Dużo się dziś mówi o „informacji europejskiej”, ale czy naprawdę wiemy o co idzie gra? Wyjaśnijmy sobie kilka spraw na wstępie:

1) W przeszłości Polska zawsze walczyła o niezależność od obcych.

2) Prawo unijne jest nadrzędne w stosunku do praw krajów członkowskich.

3) W UE decyzje zapadają „demokratycznie”, czyli decyduje wola większości. Nasz głos będzie się liczył proporcjonalnie do naszej liczebności. Innymi słowy, wiążące nas decyzje będą zapadały głosami przedstawicieli wszystkich krajów członkowskich. Od czasu przyjęcia Traktatu Nicejskiego przez obecną 15-kę krajów członkowskich, nie istnieje już prawo veta.

4) Gdy decyduje większość, decyduje najsilniejszy, nie tylko dlatego, że ma najwięcej głosów, ale także dlatego, że z nim się najbardziej wszyscy liczą, gdyż jest w stanie wyprosić, wymusić lub kupić poparcie dla swoich interesów. Najsilniejszym członkiem UE są Niemcy.

5) UE ewoluuje w kierunku jednego, ogólnoeuropejskiego państwa o strukturze federalnej, z centralną władzą w Brukseli i samorządową w regionach o skali mniej więcej odpowiadającej niemieckim landom, najchętniej euroregionach etnicznie i wyznaniowo mieszanych. Rola i uprawnienia państw narodowych i ich rządów mają maleć.

6) Republika Federalna Europy czy też Stany Zjednoczone Europy mają być tylko krokiem na drodze to Stanów Zjednoczonych Świata.

7) W UE nie ma i nie ma być miejsca dla Boga, dla prawa naturalnego, ani dla etyki Kościoła Katolickiego. O wszystkich sprawach ma decydować wola większości, czyli głosowania.

8) Skoro zachwala się możliwość wyjazdu młodych ludzi na Zachód, to znaczy, że nie przewiduje się dla nich pracy w Polsce, a więc dalszy upadek naszej gospodarki.

9) Do UE pchają nas byli komuniści (Kwaśniewski, Miller, Oleksy) wraz ze swymi dysydentami z 1968 r. (Geremek, Michnik). Służalczy nawyk?

10) Wejście do UE to decyzja ostateczna - odwrotu nie ma. Nie jest przewidziana żadna możliwość wyjścia z UE z własnej woli Narodu. Niestety, odrzucenie wejścia do UE nie ma charakteru ostatecznego - referendum można powtórzyć i wejść do UE w terminie późniejszym (tak było w przypadku Danii). Układ stowarzyszeniowy z 16.XII.91 można wypowiedzieć w jednostronnie i po 6 miesiącach jesteśmy wolni. Gdy wejdziemy do Unii, wyjść będziemy mogli tylko za zgodą wszystkich stron - czyli w tej jedynej sprawie pozostanie veto każdego z krajów członkowskich (Rzeczpospolita 16.I.02).

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
"Do Unii też należeć chcę, to drugi dom, więc cieszę się. Dwa domy mam, tak bliskie mi, w jednym chcę żyć, w drugim chcę być" - takiego wierszyka, umieszczonego w podręczniku do zerówek "Nasza klasa"autorstwa Wiesławy Żaby-Żabińskiej i Czesława Cyrańskiego, mają się uczyć polskie sześciolatki w myśl wytycznych Ministerstwa Edukacji Narodowej.

To już przerabialiśmy w kolejnych odsłonach Peerelu, szczególnie w pierwszych latach po wojnie, w stalinizmie, gdy obowiązywała wykładnia historii Heleny Michnik, Wisława Szymborska swoją poezją składała wiernopoddańcze hołdy wielkiemu Stalinowi, a Tadeusz Mazowiecki (późniejszy "pierwszy niekomunistyczny premier") swoim prasowym donosem wsadził do więzienia patriotycznego biskupa Czesława Kaczmarka. "Za Stalina" dziecko obdarowane cukierkiem musiało odpowiadać, że dostało go od Słońca Narodów, na pewien czas zlikwidowano nawet św. Mikołaja,zastępując go Dziadkiem Mrozem, a młodzież próbowano nakłonić do pokochania socjalizmu agresywną propagandą ideologiczną, w tym wierszykami podobnymi do tych, jakie sześciolatkom aplikuje minister Katarzyna Hall. Albowiem techniki propagandowe nie zmieniają się,zmienia się tylko - w zależności  od momentu cywilizacyjnego - arsenał środków oraz cel, jakiemu ta operacja przyświeca. Obecnie, "Słońce Peru", premier Donald Tusk z Platformy Obywatelskiej, pragnie wyrugować dzieciom i młodzieży poczucie związku z dziedzictwem własnego narodu i zlikwidowanie zdolności do samodzielnego myślenia już nie w celu triumfu światowego komunizmu. Dziś ma triumfować, także nad Wisłą, tzw.europeizm, a dawnego "człowieka sowieckiego" ma zastąpić "człowiek europejski". Po to ograniczany jest kanon lektur szkolnych czy ograniczana liczba lekcji historii.