Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
W dniu wczorajszym w warszawskiej Sali Kongresowej odbył się kongres ruchu poparcia Palikota noszącego nazwę „Nowoczesna Polska”. Warto zastanowić się o co tak naprawdę chodzi z tym całym zamieszaniem z lubelskim posłem Platformy Obywatelskiej słynącym jak dotąd z organizowania skandalicznych i idiotycznych wręcz happeningów, podczas których występował ze sztucznym penisem, pistoletem, świńskim ryjem, czy publicznie spożywał alkohol, a także z bulwersujących i obraźliwych wypowiedzi pod adresem swoich politycznych przeciwników. Na pozór sprawa wygląda dość prosto. Platforma Obywatelska nie jest partią jednorodną, a w jej składzie znajdują się politycyo dość skrajnych i trudnych do pogodzenia ze sobą poglądach od poglądów skrajnie lewicowych do konserwatywnych, a czynnikiem spajającym wszystkie frakcje w partii Donalda Tuska ma być deklarowany liberalizm gospodarczy oraz niechęć czy wręcz nienawiść do Prawa i Sprawiedliwości. Janusz Palikot walczący o wpływy w partii przegrał rywalizację z Grzegorzem Schetyną, a więc postanowił obrazić się na partyjnych kolegów publicznie wytykając im brak realizacji programu wyborczego i jeszcze innych nieprawidłowości. Taką wersję przedstawiają media.

Według mnie cała ta sprawa ma drugie dno. Po wygranych przez Bronisława Komorowskiego partia, na czele której stoi Donald Tusk, zdobyła niemal pełnię władzy. Jednak już w przyszłym roku czekają nas kolejne wybory parlamentarne, w których Platforma Obywatelska zamierza uzyskać poparcie pozwalające utworzyć jej samodzielnie rząd bez konieczności zawierania jakichkolwiek koalicji. Chcąc osiągnąć ten cel partia Donalda Tuska musi wyeliminować z gry politycznych konkurentów.

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
Pryska na naszych oczach misternie budowany mit Polski jako „zielonej wyspy” na czerwonej kryzysowej mapie Europy. Jednak dobrego humoru nie traci ani premier ani tym bardziej minister finansów Jan Vincent Rostowski, który do niedawna przekonywał w mediach, że zadłużenie państwa w 2010 roku nie zwiększy się o więcej niż 50 no może 60 miliardów złotych. Niestety zapewnienia ministra okazały się totalną ściemą, gdyż właśnie obserwujemy jak w galopującym tempie poziom zadłużenia wzrasta o zawrotną kwotę 100 miliardów złotych. Według rządowych danych stan zadłużenia kraju na dzień 30 czerwca bieżącego roku wyniósł zawrotną kwotę 721,2 miliarda złotych, a więc od stycznia do czerwca 2010 roku przyrost zadłużenia kraju wyniósł już 51,3 miliarda złotych. Niestety minister finansów nie poczuwa się do winy za tak katastrofalny stan publicznych finansów, a jakby tego było mało nie tracąc fasonu winą za obecną dramatyczną sytuację finansową kraju obarcza swoich poprzedników. Warto zastanowić się czy takie zwalanie winy na poprzednią ekipę rządzącą ma jakiekolwiek podstawy i czy poparte jest faktami, czy raczej jest to zwykła ściema obliczona na to, że „ciemny naród wszystko kupi”. 

Warto na początek przypomnieć panu ministrowi, premierowi, politykom Platformy Obywatelskiej i ich zwolennikom, że od ponad trzech lat władzę w kraju sprawuje właśnie ta partia, która również może od kilku miesięcy liczyć na wsparcie swojego prezydenta, a także od początku swoich rządów na ogromną przychylność ogólnopolskich mediów i najróżniejszych „autorytetów”, co oczywiście przekłada się na popularność ekipy rządzącej.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Totalna, bezpardonowa nagonka medialna w ostatnich dniach osobiście na Jarosława Kaczyńskiego, a nie na PiS, każe uważniej się przyjrzeć "sprawie". Nie tak dawno na tych łamach postawiłem tezę że PiS jest ochroną mafijno-bandyckiego układu Magdalenkowego z prawej flanki. Tezę tę oparłem na podstawie faktów z rządów prawicy w 1992 roku i "rządów" PiSu w latach 2005-07 oraz przekazaniu "władzy" w 2007 roku dla POlszewii po zlikwidowaniu partii z po za mafijno-bandyckiego układu Magdalenkowego. Opisywałem też co by się mogło stać z PiSem po wygranej przez Jarosława Kaczyńskiego wyborów prezydenckich - PiS pod kierownictwem Zbigniewa Ziobry prawdopodobnie odseparowałby się od mafii Magdalenkowej i mógłby zacząć rozliczać zbrodnie i zbrodniarzy. Dlatego tez najprawdopodobniej Jarosław Kaczyński nie wygrał wyborów prezydenckich - na pewno nie z Jego winy jak niektórzy dzisiaj próbują Go obwinić, w takich traumatycznych okolicznościach on nie mógł mieć "głowy" do ustalania taktyki wyborczej i ludzi kierujących kampanią, zdał się na doradców i to oni w obawie przed opisywanym scenariuszem zmian w PiSie pokierowali kampanią tak by nie wygrał wyborów. Jednak ten kierunek "porażki" praktycznie skazuje PiS w obecnym kształcie na dalszą degradację tym samym pozbawiając mafijno-bandycki układ Magdalenkowy osłony z prawej strony gdzie mógłby wyskoczyć jakiś "Filip" z po za Magdalenki zajmując miejsce PiS. Co więc robią stratedzy tej bandyckiej mafii ? - Prowadzą totalny, zmasowany - POlszewia, ostoja wszelakiej komuszej i innej agentury i kapusi (w SLD jako kliki postkomuszej za bardzo żucaliby się w oczy), - SLD, zrzeszenie byłych komuchów i ich pociotków, - PSL, zrzeszenie byłych komuchów z komuszego ZSL i ich pociotków - atak nie na PiS jako partię ale na Jarosława Kaczyńskiego zgodnie z zasadą czym większy napór tym większy opór. Chodzi o to że przy tak zmasowanym ataku tworzy się również zmasowany opór - prawdziwa prawica nawet nie sympatyzująca z Jarosławem Kaczynskim, staje w Jego obronie, a więc PiS pod Jego przywództwem dalej osłania bandyctwo Magdalenkowe z prawej strony i dalej "rządzi" mafijny układ, odwleka się do zapomnienia o zbrodniach ewentualne rozliczenie zbrodniarzy.

Ocena użytkowników: 4 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywna
rozmowa ze Stanisławem Michalkiewiczem

"Współcześni totalniacy mieniący się liberałami demokratycznymi forsują hasło państwa neutralnego światopoglądowo. Jest to hasło wewnętrznie sprzeczne. Państwo nie może być neutralne swiatopoglądowo". Ze Stanisławem Michalkiewiczem, publicystą i felietonistą, rozmawia Wioletta Machniewska. Jak oceni Pan zachowanie prezydenta Komorowskiego, który składając przysięgę przed objęciem urzędu Prezydenta, odwołał się do Boga, a jednocześnie swój pomysł usunięcia krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego tłumaczył słowami: "Pałac Prezydencki to sanktuarium państwa"?

Zarzuciłem już prezydentowi Komorowskiemu, że dopuścił się krzywoprzysięstwa publicznie w innej części przysięgi. W dodatku wzywał jeszcze na świadka Boga, co jest już ostentacją bardzo daleko posuniętą. Prezydent Komorowski przysięgał mianowicie, że będzie bronił niepodległości. Tylko że po podpisaniu Traktatu Lizbońskiego, który  Polskę niepodległości pozbawia, ten fragment roty jest już bezprzedmiotowy. Co więcej prezydent Komorowski nigdy nie ukrywał, że jest zwolennikiem Traktatu Lizbońskiego. Godzinę po przysiędze wziął udział we mszy św. w Katedrze Warszawskiej, w czasie której przystąpił do komunii św. w stanie krzywoprzysięstwa. Nie wiem, czy zdążył się wyspowiadać, ale to już sprawa rozliczenia się prezydenta Komorowskiego z Panem Bogiem. Jeśli chodzi o krzyż, nie mogę podważyć uprawnienia pana Komorowskiego do decydowania o tym, czy krzyż ma być usunięty, czy nie, gdyż postawiony on został na terenie należącym do administracji Kancelarii Prezydenta. W związku z tym to prezydent jest gospodarzem i ma prawo do decydowania, czy krzyż tam może stać.
Chciałbym jednak zwrócić uwagę na zupełnie coś innego. Otóż pan minister Jacek Michałowski na konferencji prasowej 16 września powiedział, że to on podjął decyzję o „zaaresztowaniu” krzyża. Kilka godzin póżniej prezydent Komorowski powiedział, że to on zadecydował o usunięciu symbolu tragedii. Ja w tej kwestii bardziej wierzę ministrowi Jackowi Michałowskiemu, który powiedział, że prezydent Komorowski został o usunięciu krzyża "poinformowany". A to znaczyłoby, ze decyzja podjęta została przez kogoś innego, np. przez pana Jacka Michałowskiego. Nie byłoby to dziwaczne, gdyby postanowienie to dotyczyło np. zakupu papieru do toalet pałacu prezydenta. Natomiast jeżeli decyzja dotyczy bardzo silnego konfliktu politycznego trwającego kilka miesięcy i obejmującego cały kraj, to "informowanie" pana prezydenta przez pana Michałowskiego wzmacnia podejrzenie, że prezydent Komorowski jest po prostu figurantem.

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
Powinni to sobie przemyśleć wszyscy ci, którzy codziennie szprycują się „Gazetą Wyborczą”, TVN-ami, Polsatami i innymi Superstacjami.

Minęło już troszkę czasu po tym jak Bronisław Komorowski złożył przysięgę prezydencką i siłą rzeczy nasuwa się pewna refleksja w tym kontekście. Mianowicie taka, że pięć lat temu w takim czasie po objęciu fotela prezydenta RP przez Lecha Kaczyńskiego większość mass mediów zaczęła jazdę na maxa i nagonkę z polowaniem na niego i jego małżonkę Marię Kaczyńską.

Nie była ona osobą z mojego romansu politycznego, podobnie jak Lech Kaczyński, ale to co większość mediów wyprawiała i jak szydziła wytykając jej każde niedociągnięcie przechodziło wszelkie granice. Teraz po objęciu urzędu prezydenta przez Komorowskiego na próżno wypatrywać takich ataków na pierwszą damę, która prezentuje się…hmm…no właśnie...Też byłoby z czego ponabijać się nieprawdaż? Księżną Dianą to ona nie jest- to przyznają nawet najzagorzalsi zwolennicy Platformy Obywatelskiej. Broń Boże nie domagam się medialnego linczowania Anny Komorowskiej. Wręcz przeciwnie. Pierwsza dama to pierwsza dama. Cieszę się, że media oszczędzają jej tego, przez co musiała przejść Maria Kaczyńska i z całego serca życzę pierwszej damie spokoju przez pięć lat.

Nigdy nie sympatyzowałem z Lechem Kaczyńskim czy Marią Kaczyńską. Wystarczy zajrzeć do archiwum, żeby przekonać się, iż na moim blogu niejednokrotnie krytykowałem politykę prowadzoną przez prezydenta Kaczyńskiego, ale zawsze robiłem to merytorycznie. Jednakże dopiero teraz widać jaką rolę spełnia większość mass mediów w Polsce. Dopiero teraz, na tle błogostanu jaki ma Anna Komorowska i jej mąż widać do jakiego stopnia mass media w Polsce są nieobiektywne, stronnicze i nie służą do przekazu informacyjnego tylko kreowania polityki oraz uprawiania taniej, prymitywnej propagandy.