Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
Ewa Polak-Pałkiewicz

Jeżeli ktoś ze swoich sukcesów – ze swojej historii, ze swojego dorobku cywilizacyjnego, ze swojej polityki  – jest  zadowolony, potrafi dawać temu wyraz.  Emanuje spokojem i pogodą ducha, która udziela się także innym. Nie zazdrości. Potrafi mówić o swoich błędach bez skrępowania.  Przeprasza za swoje dawne zbrodnie, o ile je popełnił, bez obłudy przyznając się do nich. Jest wielkoduszny. Chce żeby inni cieszyli się razem z nim z jego osiągnięć. Jest pełen wdzięku. 

Biedny naród niemiecki nie ma spokoju.

Niemcy nie są zadowoleni. Dowodem regularna kąsania, którą uprawiają od lat ponad dwudziestu wobec Polaków, którzy przecież w niczym im nie zagrażają. Są słabsi. Politycznie, gospodarczo, militarnie. 

Dlatego co sezon mamy nowy film, serial, książkę, wystawę, kampanię w prasie – np. dowcipy o polskich mężach stanu jako o „kartoflach” – która ma jeden cel: pokazać Polaków jako obrzydliwców. Obłudników, którzy przywłaszczyli sobie tytuł narodu bohaterskiego, który nie tylko dzielnie bronił się przed napastnikami (jednocześnie dwoma) we wrześniu 1939 roku, ale walcząc o niepodległość bez chwili wytchnienia przez pięć wojennych lat, z narażeniem życia ocalał również tysiące skazanych przez Niemców na zagładę Żydów.

Nie ocalił jednak wszystkich Żydów. Niestety, nie był w stanie nawet zapobiec zagładzie ponad sześciu milionów własnych obywateli. 

Ponad pół wieku po tym bezspornym fakcie historycznym, jakim była agresja na Polskę i pięcioletnie okupowanie jej, Niemcy wciąż mają problem. Nie mogą uporać się duchowo i mentalnie z tym z bagażem własnej historii, w którą my, Polacy jesteśmy wbrew swojej woli wplątani. On ich przytłacza, powoduje, że uginają im się nogi pod tym ciężarem. Nie dziwmy się. Tak naprawdę nie nastąpiło nigdy duchowe oczyszczenie z wojennych win.

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
Ewa Polak-Pałkiewicz 

Stocznia  Gdańska, czerwiec 1998 roku. Ostatni strajk – po nim nastąpił Okrągły Stół.  Około dwóch tygodni politycznego pogotowia w budynkach stoczni otoczonych przez oddziały milicji i ZOMO, okupowanych dzień i noc przez ponad setkę robotników oraz niewiele mniejszą grupę działaczy „Solidarności” i tzw. ekspertów (dopiero po latach okazało się, co to słowo naprawdę znaczyło). Atmosfera rewolucyjna. Nieustające narady komitetu strajkowego, krążenie kurierów po mieście, tajne przechodzenie przez mury, wiece, wykłady dla stoczniowców. Wieczorem wspólna modlitwa, błogosławieństwo kapłana. Wśród niewyspanych ludzi, z konieczności mało dbających o higienę, palących tysiące papierosów, jedzących przy prowizorycznych stołach i śpiących na podłodze, krząta się od rana do nocy postać, która wyróżnia się wyglądem i rodzajem zajęcia. Ten mężczyzna jest starannie ogolony, ma na sobie granatowy fartuch, w ręku trzyma miotłę. Zamiata śmieci. Jest co zamiatać. Kłęby papierów i niedopałki, pojedyncze męskie skarpetki, butelki i resztki jedzenia. Śmieci piętrzą się w miarę jak gorączka strajkowa narasta. Nikt nie zwraca uwagi na śmieci, nikt nie dba o jakikolwiek ład. Tylko ten mężczyzna, jakby z innego świata. Nieobecny duchem przy pisaniu i odczytywaniu odezw, komunikatów, manifestów, przy udzielaniu wywiadów dziennikarzom z Zachodu, antyszambrowaniu, naradach półgłosem albo szeptem, przy zamkniętych drzwiach, w gronie najbardziej zaufanych.

A jednak tę postać zapamiętałam. Inni zlali mi się w jeden obraz: obraz niewyspanego człowieka w swetrze, z papierosem w kąciku ust, o nieprzytomnym spojrzeniu. Pan ze szczotką był uprzejmy. Nikogo nie strofował, nie ganił. Spokojnie zajmował się swoją robotą, wspierał dobrym słowem tych, którzy byli o krok od załamania. Gdy spotkałam go w marszu ulicami Gdańska kończącym strajk, marszu ludzi oszukanych, z których wielu nie mogło powstrzymać łez, nie miał już na sobie fartucha, tylko garnitur. Był, jak się okazało, jednym z pracowników stoczni o najwyższych kwalifikacjach, pracował w pionie technologicznym. W tym, co mówił uderzyła mnie logika, tak samo jak w jego zachowaniu podczas strajku.  Nie było w nim napięcia i smutku, które udzielały się stoczniowcom. Oni gorzko przeżywali zdradę, która przynosiła przeczucie innej, niewyraźnej jeszcze, ale już rysującej się na horyzoncie wielkiej zdrady.

 Pan ze szczotką nie łudził się ani przez moment, a zatem – nie miał powodu do narzekania. Robił tylko to, co uznał za stosowne i ważne w chwili, której „historyczności”, jako człowiek myślący, nie przesądzał. 

Ocena użytkowników: 4 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywna
Kto dał Hitlerowi władzę?? Odpowiedź jest więcej niż zaskakująca – towarzysz Stalin

Lenin i Hitler. Różnica między nimi sprowadzała się do tego, że Hitler,zwłaszcza po listopadzie 1923 roku, uważał, że do władzy należy dojść wyłącznie legalną drogą, czyli poprzez wybory, Lenin zaś nie miał w tym względzie żadnych zahamowań ani ograniczeń. Był on gotów przejąć władzę wszelkimi możliwymi środkami, zwłaszcza zaś bezprawnymi. Dlatego też nie widział w osiągnięciu zamierzonego celu żadnych przeszkód, podczas gdy Hitler je dostrzegał.
Cała rzecz polegała na tym, by zdobyć bezwzględną większość głosów w wyborach, co jednak się nie udało. W lipcu 1932 roku hitlerowcy uzyskali 13,7 miliona głosów, ale nie zdobyli bezwzględnej większości. To było ich szczytowe osiągnięcie, po nim nastąpiło załamanie. W ciągu kolejnych czterech miesięcy Hitler stracił prawie dwa miliony głosów. Spadek postępował w coraz szybszym tempie. Oto układ sił politycznych w Niemczech pod koniec 1932 roku:
hitlerowcy 11,8 min głosów;
socjaldemokraci 8,1 min głosów;
komuniści 5,8 min głosów.
Trzeba tu przypomnieć, co nam zawsze mówiono: zwolennicy Hitlera to drobni sklepikarze, socjaldemokraci- drobna burżuazja, a komuniści - partia klasy robotniczej. Jeśli jednak wierzyć wynikom licznych sondaży w początkach lat trzydziestych, to drobnych sklepikarzy i przedstawicieli drobnej burżuazji było w Republice Weimarskiej dwa raz więcej niż proletariuszy. Innymi słowy, wszystkie teoretyczne konstrukcje Marksa już wtedy zweryfikowało i obaliło samo życie, i to właśnie w wysoko uprzemysłowionych Niemczech. I jeśli tam właśnie za Hitlerem opowiadało się 2-3 razy więcej ludzi niż za Thalmannem, to kto był naprawdę przedstawicielem interesów większości klasy pracującej?

Uczono nas zawsze, by partii Hitlera nie nazywać socjalistyczną, lecz socjalizującą, że to niby u nas panuje prawdziwy socjalizm, a socjalizm Hitlera nie do końca jest słuszny. Trzeba tu przypomnieć, że Hitler postrzegał ten problem dokładnie odwrotnie: uważał, że to on reprezentuje prawdziwy socjalizm, socjalizm natomiast typu leninowskiego jest skażony, wypaczony, stanowi odstępstwo od pierwotnych założeń Ideologicznych. Proponuję więc partię Hitlera nazywać tak, jak nazywał ją on sam i jego zwolennicy: Narodowosocjalistyczną Niemiecką Partią Robotniczą. Nie ma sensu toczyć sporów o to, co jest prawdziwym socjalizmem, a co jego wypaczoną formą - każdy socjalizm jest dobry, póki jego wyznawcy nie dojdą do władzy.

Ocena użytkowników: 4 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywna
Czy była jakaś różnica pomiędzy Hitlerem, a Stalinem? A jakże i to zasadnicza!! Różnili się głównie kształtem wąsów!!

Hitler miał czerwoną flagę. I Stalin miał czerwoną flagę. Hitler rządził w imieniu klasy robotniczej, partia Hitlera nazywała się robotniczą. Stalin również rządził w imieniu klasy robotniczej, jego system władzy oficjalnie tytułowano dyktaturą proletariatu. Hitler nienawidził demokracji i z nią walczył. Stalin nienawidził demokracji i z nią walczył. Hitler budował socjalizm.  Stalin budował socjalizm. Hitler uważał swoją drogę do socjalizmu za jedyną słuszną, a wszystkie inne - za wypaczenie. I Stalin uważał swoją drogę do socjalizmu za jedyną słuszną, a wszystkie inne - za odchylenie od generalnej linii. Towarzyszy partyjnych, którzy zbaczali ze słusznej drogi, takich jak Rohm i jego otoczenie, Hitler bezlitośnie niszczył. Stalin również bezlitośnie niszczył wszystkich, którzy zbaczali z właściwej drogi. Hitler miał plan czteroletni. Stalin - pięcioletni. Hitler miał jedną partię rządzącą, resztę - w więzieniu. I Stalin miał jedną partię rządzącą, resztę - w więzieniu. Partię Hitlera stawiano ponad państwem, krajem rządzili przywódcy partyjni. I partię Stalina stawiano ponad państwem, krajem rządzili przywódcy partyjni. Zjazdy partyjne Hitlera zmieniono w oszałamiające widowiska.

I Stalina — też. Najważniejsze święta w imperium Stalina - 1 maja, 7-8 listopada. W imperium Hitlera - 1 maja, 8-9 listopada. Hitler miał Hitlerjugend - młodych hitlerowców. Stalin miał Komsomoł - młodych stalinowców. Stalina oficjalnie nazywano Fùhrerem, a Hitlera - wodzem. Proszę wybaczyć, Stalina - wodzem, a Hitlera - Fùhrerem. W tłumaczeniu ma to takie samo znaczenie. Hitler kochał się w majestatycznych budowlach. Rozpoczął w Berlinie budowę największego budynku świata - Hali Ludowej. Kopuła budynku - 250 metrów średnicy. Główna sala miała pomieścić 150-180 tysięcy osób. I Stalin kochał się w majestatycznych budowlach.

Ocena użytkowników: 2 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Piotr Zarębski przysłał mi bardzo ciekawy tekst na temat walki stalinowców z Kościołem.

O walce tej pisałem wielokrotnie, ale materiał Piotra Kowalczuka przystępnie tłumaczy na czym polega komunistyczny katolicyzm w Ameryce Południowej, wspierany przez lewicowe reżimy. Kampania lewactwa przeciwko papieżowi Franciszkowi przebiega(ła?) według tych samych wzorów, co i przeciwko papieżowi Benedyktowi XVI. Dzięki rosnącej potędze stalinowców w Polsce przeniosła się także nad Wisłę.

Zachęcam do lektury!

Jeszcze nie rozwiał się dym z komina Kaplicy Sykstyńskiej, gdy ruszyła medialna kampania oskarżająca Franciszka o współpracę z argentyńską juntą wojskową. Podobnie było z Benedyktem XVI, któremu zarzucano nazistowską przeszłość. W obu przypadkach sięgnięto po prymitywne fałszerstwa i kłamstwa, co nie przeszkodziło milionom ludzi w nie uwierzyć.

Już następnego dnia po konklawe, 14 marca, do internetu trafiło zdjęcie, na którym leciwy kapłan w okularach, sfotografowany od tyłu, tak, że nie widać twarzy, podaje hostię generałowi Jorge Rafaelowi Videli, szefowi argetnyńskiej junty (w latach 1976 – 81 był prezydentem), która po zamachu stanu wymordowała według niektórych szacunków 30 tys. swoich krytyków i politycznych przeciwników. Podającym hostię, jak wynikało z opisu, miał być Jorge Mario Bergoglio, obecny papież. Fotkę natychmiast na swojej stronie na facebooku uwiesił światowej sławy reżyser mocno zaangażowanych ideologicznie filmów, bożek intelektualnej lewicy Michael Moore (Złota Palma w Cannes w 2004 r. za przeciętny, ale za to ostro krytykujący Busha-juniora film „Fahrenheit 9.11”), dzięki czemu obiegła cały świat. Moore musiał się potem z tej kampanii jak niepyszny wycofać, bo okazało się, że na zdjęciu z 1980 r. widnieje nie Bergoglio, a Octiavio Derisi, ksiądz zmarły w wieku 95 lat w 2002 r., starszy od obecnego papieża o niemal 30 lat. Jednak doświadczenie uczy, że „fałszywka” w necie, szczególnie gdy padnie na podatny grunt zideologizowanego umysłu, a więc pozbawionego zdolności krytycznego podejścia do miłych sercu treści, potrafi wydać imponujące owoce, czego sam Moore wymownym przykładem.