Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
W ubiegły czwartek rząd premiera Donalda Tuska odbył pielgrzymkę ad limina do Izraela. Piszę ten felieton 21 lutego, a więc jeszcze przed pielgrzymką, o której Władysław Bartoszewski powiada, że jest dowodem rosnącej pozycji naszego nieszczęśliwego kraju na światowej arenie, ale kto by tam traktował serio deklaracje Władysława Bartoszewskiego? Zamiast tedy komentować deklaracje tego przestarego starca, przyjrzyjmy się lepiej sekwencji wydarzeń, które tę pielgrzymkę poprzedziły, a lepiej zrozumiemy, co czeka nasz nieszczęśliwy kraj w najbliższej i dalszej przyszłości.

Pierwszym wydarzeniem, na które warto zwrócić uwagę, jest spotkanie, jakie 18 sierpnia 2009 roku odbył rosyjski prezydent Dymitr Miedwiediew z izraelskim prezydentem Szymonem Peresem w Soczi. Szymon Peres oświadczył, że obiecał rosyjskiemu prezydentowi, iż Izrael nie zaatakuje Iranu i że załatwi z prezydentem Obamą zablokowanie umieszczenia tarczy antyrakietowej w Polsce. Krótko mówiąc, przedstawił rosyjskie korzyści z tego spotkania.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Premier Donald Tusk nie ma ostatnio powodów do chwały. A to za późno przerwie urlop, a to straci panowanie nad sobą podczas spotkania z rodzinami smoleńskich ofiar, a to nie przyniesie swą obecnością szczęścia (w postaci złotych medali) polskim sportowcom na mistrzostwach świata w narciarstwie klasycznym.
W dodatku jego najbliższym współpracownikom z Kancelarii Premiera też coraz częściej zdarza się zrobić lub powiedzieć coś niezbyt przemyślanego i bulwersującego opinię publiczną. Najpierw Tomasz Arabski wywarł telefoniczny nacisk na dziennikarza Polskiej Agencji Prasowej poprzez jej prezesa, później Władysław Bartoszewski udzielił wywiadu czołowemu niemieckiemu dziennikowi "Die Welt", w którym stwierdził, że działacze ruchu oporu oraz obywatele II Rzeczypospolitej pochodzenia żydowskiego bardziej bali się podczas okupacji niemieckiej swoich sąsiadów aniżeli Niemców.
"Straszny dziadunio" przejawia już od dawna dziwną tendencję do formułowania radykalnych sądów, szczególnie - ale jak wskazuje powyższy przykład nie tylko - wobec politycznych przeciwników. Wprawia nimi w nie ukrywane zakłopotanie swoich przyjaciół z Platformy Obywatelskiej. Jeszcze nie ucichły echa jego niewybrednych słów pod adresem Jarosława Kaczyńskiego, wypowiedzianych w trakcie kampanii prezydenckiej, a już mamy kolejną frazę, która nie przynosi mu chluby.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
Tomasz Urbaś

Idą wybory. Strach padł na polityków. Konieczne stało się powiedzenie czegoś na tematy gospodarki, a nawet finansów publicznych. Jak bowiem zachować lub zdobyć stołek nie powiedziawszy niczego na temat pustek w naszych kieszeniach i walącej się lawiny z góry długów?

Temat ważny, który z natury może być opisany najbardziej precyzyjnym miernikiem wartości w ekonomii – pieniądzem. A jednak od dwudziestu lat nikt nigdy nie przedstawił nam przed wyborami żadnych konkretów w zakresie finansów publicznych. Nikt i nigdy nie zająknął się jakich i ile zamierza dokonywać wydatków, jakie i ile zamierza uzyskać dochody budżetowe. Natomiast zawsze po wyborach dostajemy, co dostajemy. Rachunek. I zawsze my mamy płacić.

Zamiast konkretów jesteśmy zasypywani opisami jak będzie dobrze po zastosowaniu magicznych recept.

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
Reżim PO wciela zasady Sun Tzu

Patrząc realnie na wydarzenia w Polsce trudno jest oprzeć się wrażeniu, że reżim PO stosuje metody polecane b. dawno temu przez b. przebiegłego Chińczyka - Sun Tzu. Niestety, stosuje je do osłabiania własnego narodu. Sun Tzu był jednym z największych myślicieli i filozofów Dalekiego Wschodu, autorem Sztuki Wojny, b. ważnej chińskiej doktryny wojskowej, nie skupiającej się jednak na taktyce. Był on również jednym z pierwszych realistów teorii stosunków międzynarodowych.

Trzynaście Złotych Zasad Sun Tzu

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
Gen Witalij Pawłow, szef rezydentury KGB w Polsce w latach 1973-84, wspominał w swoich pamiętnikach: „KGB nie miało w Polsce agentów, a jedynie zaufanych ludzi wśród przyjaciół".

To zdanie sowieckiego oficera, doskonale znającego realia PRL zawiera klucz do zrozumienia sytuacji, w jakiej znalazła się Polska po blisko czterech latach rządów obecnego układu. Dynamizm tragicznych przemian, dokonujących się na polskiej scenie był możliwy, bo za kulisami wielu z nich stali ludzie z kręgu rosyjskich „przyjaciół”, obsadzeni w III RP w rolach artystów, publicystów, biznesmenów czy polityków. Wykreowanie takich procesów nie wymagało nawet bezpośredniego udziału rosyjskiej agentury. Rosjanie musieli ją mieć w RFN, Kanadzie czy w USA. W Polsce wystarczył krąg "przyjaciół", a w nim mniejsze grono "zaufanych ludzi".

Grozę dzisiejszego położenia potęguje fakt, że ogromna grupa Polaków zapomniała lub nie chce pamiętać o dziesięcioleciach sowieckiej okupacji, a tym bardziej nie chce wiedzieć – kim byli i kim są „zaufani wśród przyjaciół”. Mamy do czynienia z zadziwiającym paradoksem, bo choć nikt o zdrowych zmysłach nie uznałby powojennej Polski za państwo wolne i demokratyczne, bez sprzeciwu godzimy się nazywać takim III Rzeczpospolitą, w której członkowie partii założonej przez okupanta brylują w życiu publicznym, a funkcjonariusze sowieckich organów represji rozgrywają nasze interesy i kreują się na „fachowców od bezpieczeństwa”.