Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
Partia Palikota, jeśli rzeczywiście powstanie będzie pierwszym w kraju stronnictwem odwołującym się jawnie do najniższych i najbardziej prymitywnych instynktów najgłupszej części wyborców.

Ci, którzy dziś wzięli udział w żałosnym spędzie pod groteskowym patronatem Palikota, to - jak było widać i słychać - grupka reprezentująca esencję antypolskości, głupoty i prymitywnego, prostackiego cwaniactwa. W czasie "zjazdu" przedstawiono zbiór ogólnikowych (ale nawet przy swej płytkości niezwykle szkodliwych) haseł, porechotano sobie histerycznie, poklaskano, powygłupiano się, ponabijano z "czarnych" i tyle. Pewnie dla mułowatej tłuszczy w sali kongresowej było nawet zabawnie.

Jednak ja, po obejrzeniu tego płatnego (tyle, że tym razem to zapewne bezmózgim "wyznawcom" płacono za przyjście) cyrku nabieram jednak przekonania, ze w rządach PO jest coś więcej niż tylko nieudolność i wszechobecna propaganda. Na naszych oczach tworzy się coś w rodzaju atrapowego stronnictwa satelickiego, przeznaczonego dla najbardziej sfrustrowanych, zajadłych lumpenliberałów i lewaków spod znaku Kuca czy Środy. Jako, że przestał im odpowiadać rzekomy konserwatyzm PO, to trzeba było coś im stworzyć, aby nadal mogli - choć teraz już pośrednio - popierać władzę. Tusk nie mógł sobie pozwolić na tak agresywną frakcję w ramach partii (groziłoby to odejściem konserwatywnego skrzydła), dlatego wspólnie z Palikotem obmyślili takie właśnie rozwiązanie.

Ocena użytkowników: 4 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywna
Dyzma Palikot i spółka

Pierwszą spółkę Janusz Palikot założył w 1988 r. – przez dwa lata przedmiotem jej działalności było m.in. brakowanie archiwów. Kolejne firmy zajmowały się głównie handlem, a ich wspólny mianownik stanowili tworzący je ludzie. Wśród bliskich współpracowników Janusza Palikota znalazły się osoby z PZPR, SB i ZMS. Osoby te swoje zawodowe doświadczenie spożytkowały też w innych firmach, m.in. w spółkach Jana Wejcherta, twórcy telewizji TVN, w Agorze czy w lokalnym samorządzie.

Bez pomocy współpracowników byłoby raczej niemożliwe dojście biednego chłopaka z Biłgoraja do olbrzymiej fortuny. To ich kontakty – zwłaszcza te sprzed 1990 r. – przyczyniły się do rozwoju firm Janusza Palikota. On sam miał niewiele, co wynika z jego wspomnień. Rodzinny dom Janusza Palikota mieścił się przy ul. Ogrodowej. „Wszystkie domy przy Ogrodowej to były tak zwane zagrody sitarskie – drewniane, długie, ze stodołą na końcu, z drewnianą bramą zamykaną wieczorami na cztery spusty. (…) Jako dorosły [ojciec – red.] wstąpił co prawda do partii komunistycznej, ale w domu wieczorami namiętnie słuchał Wolnej Europy i opowiadał mi i mojemu bratu o AK, bo wychowywał nas w duchu patriotycznym. Moja mama, Czesława Palikot, była zastępcą dyrektora w zakładach metalowych i też musiała się zapisać do PZPR” – wspomina Janusz Palikot w autobiografii Płoną koty w Biłgoraju.

Relegowany ze szkoły w Biłgoraju, liceum ukończył w Warszawie. Studiował na KUL, a dyplom uzyskał na UW w 1987 r. Rok później stawiał pierwsze kroki w biznesie i od razu z dużym sukcesem.

W 1990 r. obecny polityk PO był jednym z dziesięciu założycieli przedsiębiorstwa handlowego „Kram” spółka z o.o. „Janusz Palikot podkreśla, że tak naprawdę największy kapitał, jaki wówczas mieli, to był zapał do pracy i entuzjazm związany z wolnym rynkiem” – pisała w 1995 r. „Rzeczpospolita”.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Pan minister Rostowski publicznie przyznał, że faktyczny deficyt tegorocznego budżetu to nie oficjalne 48 miliardów, ale około stu. I że przyszłoroczny to też mniej więcej dwa razy więcej niż on sam oficjalne podaje. Ale najlepsze jest, w jaki sposób to przyznał: ot, tak, mimochodem, stwierdzając, że "przecież wszyscy to wiedzą", że prawda jest inna, niż się oficjalnie podaje.
Z lekceważącym machnięciem ręką na tych, których prawdziwym informacjom wielokrotnie gorliwie zaprzeczał i on, i reszta "hołoty zwanej rządem" (jak to śpiewa DJFunkyKoval; przy okazji gratuluję mu wyrażenia tak znakomicie tego, co od dawna czuję, ale nie mogłem sam wyrazić, bo na basie gram bardzo słabo) - a co oni tam gadają, przecież wszyscy wiedzą.

Po prostu, do wczoraj ekonomiści, którzy ostrzegali przed kreatywną księgowością pana Jana Vincenta Jacka, byli panikarzami, frustratami, oszustami i, last but not least, pisowcami. A od dziś są nudziarzami, którzy powtarzają rzeczy wszystkim od dawna znane, a panu ministrowi zwłaszcza, dlatego on się tymi powszechnie znanymi faktami nie przejmuje, on jest dalej, on pyta, niczym finansowy Lenin: "co robić?". A ci tam, nudziarze, powtarzający w kółko o stu miliardach deficytu, o długu publicznym rosnącym codziennie o 300 milionów złotych - jak zwykle o cały etap spóźnieni.
Czy to państwu coś przypomina? Pewnie nie, bo państwo jesteście w większości młodzi. Ale mnie to przypomina do złudzenia zachowanie komunistów. Nie myślę o Gierku czy Jaruzelskim, ale o tej rzeszy drobnych szujek z rozmaitych "Trybun", "Globów" czy "Tu Jedynek", różnych partyjnych nadzorców środowiska dziennikarskiego czy literackiego, działaczy.

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna

Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej. W tym tonie utrzymanym komentarzem minister finansów Jacek Rostowski opatrzył informację własną, że tegoroczny deficyt budżetowy może okazać się dwukrotnie wyższy od zaplanowanego w ustawie i przekroczyć nawet 100 miliardów złotych.

Mimo tego optymistycznego komentarza wiadomość ta zaniepokoiła nawet “młodych, zadłużonych, z wielkich miast” i pewnie dlatego premier Donald Tusk na konwencji Platformy Obywatelskiej 25 września powiedział, iż rząd opracuje, a właściwie, to nawet już opracował sposób zahamowania przyrostu długu publicznego. Jaki to sposób – tego jeszcze nie wiemy, ale może zostanie objawiony w ramach jesiennej “ofensywy legislacyjnej” rządu. Na czas tej ofensywy premier Tusk zapowiedział nawet przeniesienie się wraz ze swymi larami i penatami z Kancelarii Premiera w Alejach Ujazdowskich do gmachu Sejmu przy ulicy Wiejskiej. Ciekawe, że podobnie czynił sławny kapitan Eustazy Borkowski, który w okresie międzywojennym, podobno z protekcji Siły Wyższej na poziomie ministerialnym, dowodził transatlantykami. Podczas sztormów sypiał w kabinie nawigacyjnej, bo utrzymywał, że jego tam obecność pozwala zamykać nad statkiem magiczny krąg życzliwości, dzięki czemu żadne niebezpieczeństwo mu nie grozi. Premier Tusk z pewnością czytał znakomitą książkę Karola Olgierda Borchardta “Szaman Morski”, więc nie można wykluczyć, że postępowanie kapitana Eustazego Borkowskiego zainspirowało go do poprawienia sobie reputacji w podobny sposób.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
Graś Klicha w roli stróża MAK-a ustawia,
O sianie zamętu i chaosu go pomawia,
A ten tylko rąbek tajemnicy odsłania,
I bez niego straszliwy obraz się wyłania,
Już cały świat nad farsą śledztwa się zastanawia.

 
Klich jest od patrzenia na ręce Rosjanom – mówi Graś

A nie od oceny śledztwa i wyciągania wniosków!!! A to zdumiewające. Jedyny Polak akredytowany przy MAK miałby być tylko stróżem? Ba, ale czego? Jeden z ważniejszych dowodów w katastrofie owi Rosjanie metodycznie, bezceremonialnie zniszczyli, co pokazali nam w ubiegłym tygodniu nieocenieni reporterzy z „Misji specjalnej”. W sekcji zwłok Klich nie uczestniczył, ani w ekspertyzach wraku – w ogóle wątpliwe czy takowym został on poddany. To się nie mieści nikomu w głowie, co z tym wrakiem robiono  tuż po katastrofie i to, że od pół roku leży to, co zniszczone jeszcze nie zostało, w żaden sposób niezabezpieczone!!! Przecież to międzynarodowy, dyplomatyczny i prawny skandal! A Graś? Jak to Graś, smęci, że tu nie potrzeba interwencji Premiera!