Ocena użytkowników: 4 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywna
“Przeżywam głęboki szok i myślę sobie, jaki mechanizm mógł wkręcić tych sympatycznych, młodych facetów w prostą, mafijną niemal zależność od specjalistów od służb”. Z Januszem Rewińskim, aktorem, rozmawia Rafał Kotomski (“Gazeta Polska”). 

Czy pan się w ogóle interesuje polityką?

Proszę pana, byłem politykiem dla jaj. I zostałem posłem stworzonej przez siebie Polskiej Partii Przyjaciół Piwa. To chodzenie po sejmowych korytarzach znam do bólu, z autopsji.

I nadal wierzy pan, że politykę można uprawiać tylko dla żartu?

Niee… Wtedy byłem młody, a okres był przełomowy, początek lat dziewięćdziesiątych. I urządziłem sobie taki polityczny żart.

Tak, ale mamy 20 lat później i co? Dalej panu do śmiechu? Polityka jest bardziej śmieszna czy bardziej straszna?

Jednak sądzę, że jest strasznie i pojawiają się wciąż nowe elementy wiejące grozą. Układ wydaje się dość bandycki, a wygląda tak, jakby jakaś grupa zaszantażowała młodych, żądnych władzy chłopców i obiecała im to, czego się wcale nie spodziewali. Obserwuję, co się wyprawia z tymi młodymi ludźmi, którzy kiedyś byli opozycjonistami, pracowali w spółdzielni „Świetlik” i przyjaźnili się z Maciejem Płażyńskim. To wygląda gorzej niż w Granicy Nałkowskiej! Czuję z ich strony taką właśnie motywację: jeździć dobrymi samochodami, palić cygara i pić wino na koszt podatników.

Polityczne początki Tuska, Schetyny, Drzewieckiego, Bieleckiego pan zdaje się obserwował z bliska?

Ocena użytkowników: 2 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Rzetelna analiza, blisko trzyletniego okresu rządów obecnego układu musiałaby stworzyć obraz przerażający. Szczególnie dla tej części polskiego społeczeństwa, która zwiedziona medialnym fałszem uwierzyła, że politycy Platformy mogą zbudować nową, polityczną jakość. Tymczasem, zamiast deklarowanych „standardów” ujrzeliśmy pogardę dla prawa, ordynarne oszustwa i całkowitą degrengoladę – w wykonaniu najwyższych urzędników państwowych i partyjnych przyjaciół Donalda Tuska.  Polacy zapomnieli, że wielu ludzi Platformy wywodzi się z KLD – znanej w latach 90. partii „aferałów”, której krótki epizod udziału w rządach zakończył się licznymi procesami i wyrokami skazującymi dla czołowych działaczy.
Kwintesencją rządów Platformy w tym zakresie była tzw. afera hazardowa, gdy prawdziwym obliczem partii stała się spocona twarz Chlebowskiego, a językiem przekazu - prymitywne i pełne wulgaryzmów rozmowy partyjnych macherów.
Kazus afery hazardowej czy stoczniowej był możliwy ponieważ w rządzie Donalda Tuska panowało przyzwolenie na tego rodzaju praktyki, zbudowane na poczuciu aroganckiej bezkarności – ta zaś, wynikała ze świadomości zawłaszczenia wszystkich, newralgicznych miejsc życia politycznego i gospodarczego. W poczuciu tej bezkarności, podejmowano działania mające na celu zabezpieczenie finansowania partii, poprzez wpływy z gier hazardowych oraz uwłaszczenia na majątku upadających stoczni. Kontakty polityków PO z biznesem hazardowym, który w ogromnym zakresie jest własnością środowisk przestępczych i ludzi peerelowskich służb, nie byłyby możliwe, gdyby urzędujący premier nie rozmontował demokratycznych mechanizmów kontrolnych i nie oparł swoich rządów na środowisku wywodzącym się z tych służb.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
O ile poniższe odpowiada prawdzie, to dlaczego polska prokuratura szmaci rodziny ofiar katastrofy? 
Inne słowo niż "szmaci" nie przychodzi mi do głowy po przeczytaniu tego wywiadu.

"Zachowanie prokuratury jest upokarzające i dodatkowo bolesne"

O przebiegu śledztwa w sprawie przyczyn smoleńskiej katastrofy, współpracy z prokuraturą i działaniach rządu – mówi portalowi Fronda.pl Magdalena Merta, wdowa po wiceministrze kultury. 
Fronda.pl: Jaki jest Pani status w śledztwie dotyczącym przyczyn katastrofy smoleńskiej?
Magdalena Merta: Tu w Polsce z mocy prawa bliscy ofiar tej tragedii mają status osoby pokrzywdzonej. Daje nam to prawo do wglądu w akta, zarówno w część jawną i niejawną. Tak przynajmniej stanowi prawo. Inaczej jest ze statusem pokrzywdzonego w Rosji. Tam musielibyśmy się starać o niego. Nie jesteśmy przekonani, czy należy to robić. Z jednej strony dawałoby to nam prawo wglądu w akta śledztwa rosyjskiego, jednak nie mamy pewności, że otrzymalibyśmy rzeczywiście wgląd w całość akt, a nie w tę część, którą chcą nam pokazać rosyjscy śledczy. Po drugie w statusie pokrzywdzonego w Rosji znajduje się pewna pułapka. Przyjmując go mamy bowiem obowiązek stawiania się na każde wezwanie prokuratora, żeby składać zeznania. Jeśli z jakiegoś powodu się nie stawimy, wolno nas doprowadzić siłą. Istnieje ewentualnie możliwość, żebyśmy składali te zeznania przed polskimi śledczymi, a oni by przekazywali je Rosji, ale nie mamy pewności, że zastosowano by właśnie tę procedurę.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Do Sądu Najwyższego wciąż wpływają protesty wyborcze związane z niewprowadzeniem stanu wyjątkowego. Protest ten jest śmieszny, choć sprawa poważna.
Uważam, że Bronisław Maria Komorowski, który w czasie powodzi pełnił obowiązki prezydenta naszego kraju złamał demokrację niewprowadzając stanu klęski żywiołowej. Pisałem już, że trudno mi sobie wyobrazić ludzi dotkniętych być może największą klęską w swoim życiu jak idą do wyborów i świadomie, bez emocji, z poczuciem odpowiedzialności za państwo podejmują decyzję, którego z kandydatów wesprzeć. Nie myliłem się – na terenach popowodziowych frekwencja była znikoma. Komorowski minął się z prawdą mówiąc o zwycięstwie demokracji – stało się wręcz odwrotnie, gdyż złamano demokrację nie dając znacznej części Narodu możliwości dokonania wyboru.

Oczywiście BM Komorowskiemu nie zależało na przesunięciu terminu wyborów bo zdawał sobie sprawę, że po tylu gafach, takiej lawinie pustosłowia i rażących oczy wystudiowanych gestach rękami, które mogły się podobać jedynie specom od kreowania wizerunku; po kampanii w której było zero treści za to mnóstwo formy, po tym wszystkim poparcie kandydata PO w społeczeństwie topniało. Wybory na jesieni mogłyby oznaczać jego porażkę. Tyle, że w tym czasie Jarosław Kaczyński również tylko raz i to bez rozgłosu opowiedział się za stanem nadzwyczajnym. Jego partia nie podchwyciła tematu i wypowiedź później już zasłonięto milczeniem. Otóż, Jarosławowi Kaczyńskiemu również nie zależało na późniejszym terminie wyborów. Swoje wysokie poparcie w znacznej mierze osiągnął dzięki temu, że pamięć tragedii smoleńskiej w Narodzie była i jest wciąż żywa. Zagrały emocje i tyle. Ale, kandydat głównej siły opozycyjnej i jego doradcy doskonale zdają sobie sprawę z tego, że Polaków pamięć jest krótka. Na jesieni już być może niewielu kierowało by się emocjami i wcale nie było pewne, że Kaczyński będzie głównym kontrkandydatem marszałka Sejmu.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Ha! Nie bez kozery kampanię prezydencką, zamiast rzeczywistych problemów, jak np. katastrofa finansów publicznych (tegoroczny deficyt zaplanowany został na poziomie 52 mld zł jeszcze przed powodzią, która będzie kosztowała co najmniej 10 mld, dług publiczny przekroczył 705 mld i przyrasta z szybkością co najmniej 3 tys. zł na sekundę), rozbrajanie państwa i bankructwo systemu emerytalnego – zdominowały rozważania nad autentycznością metamorfozy Jarosława Kaczyńskiego. Jarosław Kaczyński bowiem zadeklarował zamiar zakończenia „wojny polsko-polskiej”, co w przełożeniu na język konkretów miało doprowadzić do wielkiej koalicji PiS-u z PO (taka właśnie koalicja rządzi Siedlcami, które z tego powodu zaimponowały podobnież całej Europie). Niektórzy dowodzili, że z powodu śmierci brata w katastrofie pod Smoleńskiem doznał traumatycznego wstrząsu, w następstwie którego porzucił sprośne błędy Niebu obrzydłe i nawrócił się na wartości demokratyczne, to znaczy – żeby spokojnie wypić i zakąsić z kolegami politykami na koszt skołowanych mułów, których, ma się rozumieć, co pewien czas należy wyrywać z gnuśnej drzemki i podjudzaniem podnosić poziom adrenaliny w zwapniałych arteriach. Inni – że przeciwnie – że Jarosław Kaczyński tylko się przyczaił dla zmylenia przeciwnika, żeby ten uwierzył w autentyczność metamorfozy. A kiedy już uwierzy – wtedy z tym większą dla niego konfuzją przypomni się mu, skąd wyrastają mu nogi i w ogóle – ruski miesiąc.