Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
Gdybyśmy poważnie brali pod uwagę istnienie frakcji narodowej w PiS, należałoby zapytać o skuteczność jej działań
Grupa parlamentarzystów PiS zapowiada złożenie wniosku do Trybunału Konstytucyjnego w celu zbadania zgodności traktatu lizbońskiego z polską ustawą zasadniczą. Dla niektórych jest to objaw realnej walki o polski interes narodowy. Problem jednak w tym, że trudno oczekiwać pozytywnego finału tej sprawy.

Liczba spraw złożonych do Trybunału jest ogromna, można więc się spodziewać, że wniosek będzie bardzo długo rozpatrywany. Traktat lizboński wejdzie zatem w życie i będzie funkcjonował.
Trybunał Konstytucyjny w Polsce wielokrotnie dawał dowody, że nie jest w stanie zająć zasadniczego stanowiska w kwestiach pryncypialnych, szczególnie w sytuacji dzisiejszej, gdy środowiska międzynarodowe wywierają olbrzymią presję. W Niemczech czy w Czechach wnioski do Trybunału Konstytucyjnego zostały złożone przed ratyfikacją (u nas mógł to zrobić prezydent), co daje o wiele większe pole manewru tak dla sędziów, jak i dla polityków. Najlepszym dowodem na to jest wyrok Trybunału Konstytucyjnego w Niemczech, który zagwarantował wyższość prawa niemieckiego nad unijnym oraz dominację niemieckiej władzy ustawodawczej nad unijnym parlamentem.
Oczywiście rozwiązania dotyczące traktatu lizbońskiego można było zablokować na poziomie negocjacji (olbrzymi wpływ na to miał prezydent Lech Kaczyński) oraz na poziomie parlamentu (PiS mogło zablokować proces ratyfikacji). Nie stało się tak prawdopodobnie na skutek olbrzymich zakulisowych nacisków kręgów międzynarodowych. O ile w jakiś sposób można to jeszcze zrozumieć (choć nie usprawiedliwić), o tyle trudno zrozumieć oszukiwanie społeczeństwa, jakoby podpisanie traktatu lizbońskiego było jakimś sukcesem Polski. W trakcie ratyfikacji nie zadbano nawet o wprowadzenie tzw. ustawy kompetencyjnej.

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna

Jędrzej Giertych
"Opoka" nr 15 - 1978 r.

Obserwując młodych Polaków, zarówno tych wychowanych w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, jak także i tych, co urośli i uformowali się na emigracji, zadaję sobie nieraz pytanie: co się z tym pokoleniem stało? Przecież ci ludzie są zupełnie pozbawieni miłości ojczyzny. Jest w nich pod tym względem jakaś atrofia uczuć, jakieś duchowe kalectwo. Nie mówię oczywiście o wyjątkach. Są wśród tego młodego pokolenia także i patrioci niezwykle gorący. Ale to są jednostki. Mówię o przeważającym ogóle. Nie chcę zresztą tego twierdzić o pokoleniu najmłodszym, o dzisiejszej młodzieży dwudziesto, dwudziestokilko, czy osiemnastoletniej. Pokolenie to najmniej znam. Nie chcę nic uogólniać. Ale tak mi się wydaje, że to najmłodsze pokolenie znowu jest pod wzgledem uczuć patriotycznych gorętsze. Mówię o pokoleniu bezpośrednio powojennym, trzydziesto, lub czterdziestoletnim. Jest ono dziwnie pozbawione uczuć narodowych, dziwnie nie przywiązane do Polski i polskości, dziwnie na sprawy narodowe obojętne. Uderza mnie to, że właściwości te zauważyć można nie tylko wśród gorszych w tym pokoleniu elementów. Występują one w sposób wybitny także i wśród jednostek najlepszych, najszlachetniejszych, najbardziej ideowych, najmoralniejszych.

Tak się złożyło, że miałem sposobność w ostatnich latach zetknąć się z kilku dziesiątkami młodych polskich księży. W czasie wojny byli oni dziećmi, albo też urodzili się dopiero po wojnie. Wstąpili do seminariów duchownych w Polsce w okresie powojennym. A potem rozjechali się po świecie, jako misjonarze wśród obcych, lub jako duszpasterze w polskich skupieniach wychodźczych. Szczególnie wielu takich młodych księży poznałem kilka lat temu w Brazylii. Są to ludzie ofiarni w wykonywaniu swoich obowiązków duszpasterskich, gorliwi, cnotliwi i ideowi, nieraz głęboko przejęci troską o zbawienie dusz ludności, oddanej ich opiece. Ale poza wyjątkami, zupełnie w nich nie ma instynktu polskiego. Niektórzy z nich wręcz uważają polskość swoich wiernych za irytującą komplikację, utrudniającą im ich zadania duszpasterskie. Woleliby, by ich sytuacja była prostsza, to znaczy, by mieli do czynienia wyłącznie z jednolitym elementem cudzoziemskim.

Niektórzy idą w tym tak daleko, że stają się księżmi-asymilatorami. Czymś w rodzaju księży-germanizatorów w Opolskiem i na Warmii w okresie międzywojennym, którzy złościli się z tego powodu, że ludność domaga się kazań, śpiewów i spowiedzi po polsku i starali się narzucać im język niemiecki. Zdarzają się takie paradoksalne sytuacje, że ksiądz-Polak, niedawno z Polski przybyły, oburza się na to, że w czysto polskiej, istniejącej od 80 czy 100 lat w głębi brazylijskich lasów wsi, stare, w tej wsi urodzone pokolenie nie zna języka portugalskiego i nie rozumie ani słowa z jego wygłoszonego po portugalsku kazania: jak to, to ja po kilku latach pobytu już językiem portugalskim dobrze władam, a wy, tu urodzeni jeszczeście się języka kraju, w którym żyjecie, nie nauczyli?

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Kolejne przesłanki wskazują, że zaburzenia, w tym gospodarcze ostatnich kilku lat są bezpośrednim wynikiem zagrożenia impaktem asteroidy.

W dniu 29 września 2009 r. Barack Obama upoważnił Sekretarza Handlu do eksportu amerykańskiej techniki rakietowej do Chin. Eksport ma dotyczyć sekcji 1512 ustawy 105-261 z 1998 r.  Sekcja 1512 znajduje się w podtytule B – kontrola eksportu satelitów. Innymi słowy prezydent Stanów Zjednoczonych upoważnił swojego ministra do eksportu do Chin wyposażenia rakietowego mogącego osiągnąć przestrzeń kosmiczną.

Mimo tradycyjnego konfliktu Chiny-USA wykluczamy chorobę psychiczną prezydenta Stanów Zjednoczonych. Uważamy, że Chiny będą jednym z uczestników próby ograniczenia skutków impaktu asteroidy, którego prawdopodobieństwo istotnie wzrosło. Podejrzewamy, że przedmiotem eksportu będzie technologia Ares I, aby poprzez zwielokrotnienie ataku zwiększyć prawdopodobieństwo jego sukcesu. Stany Zjednoczone i Chiny od kilku lat prowadzą zaskakująco koherentne programy kosmiczne, z oficjalnym identycznym celem lotów załogowych na Księżyc i Marsa. W szczególności równolegle dokonywały sztucznych impaktów na powierzchni Księżyca (Chiny marzec 2009, Stany Zjednoczone październik 2009), które mogły być testem systemów naprowadzania i penetracji powierzchni.

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna

Mec. Leon Mirecki 

Mówiło się i mówi dużo o wielkich przeżyciach i cierpieniach, jakie przebyli zwolennicy Solidarności wskutek metod, jakie były wobec nich stosowane przez władze bezpieczeństwa za działalność opozycyjną. Usiłuje się tym przeżyciom nadać charakter zasług politycznych. Pamiętam, jak obszernie był omawiany wyrok na kogoś z Solidarności w wysokości jednego miesiąca aresztu, który druga instancja zmniejszyła do trzech tygodni (były też oczywiście internowania i grubsze wyroki ale te wyroki były stosunkowo nieliczne). Nie wiem, dlaczego tych więźniów tygodniowych czy miesięcznych nazywało się „więźniami sumienia”.

Przypomniało mi to zupełnie inne czasy, dzisiaj enigmatycznie zwane okresem „błędów i wypaczeń”, kiedy to najłagodniejszy wyrok w sprawach politycznych wynosił w zasadzie pięć lat a jednocześnie dużo było kar dożywocia i śmierci. Wśród więźniów uważano, że pięć lat to wyrok za niewinność. Dla przykładu można przytoczyć przypadek, że ktoś kupił „Tygodnik Powszechny” osobie przybyłej zza granicy. Zdarzyło się, że ta osoba została prawem kaduka uznana za szpiega i odpowiednio ukarana, a nabywca „Tygodnika” otrzymał pięć lat za kupno gazety jako za pomoc szpiegowi. Albo inny przykład. Młoda, urodziwa dziewczyna za frywolnie krytyczną piosenkę o ówczesnych prominentach skazana została na pięć lat za fałszywą propagandę. Widywaliśmy ją zza krat okna celi jak z uroczym wdziękiem odbywała spacer więzienny. Czasy te są jakoś odsuwane teraz z naszej pamięci. Mówi się o nich niewiele albo wcale, osłania je zmowa milczenia, a przecież są to bolesne białe karty naszej niedawnej przeszłości. Przed około dziesięciu laty była niewielka próba uchylenia jednej z tych kart przez wmurowanie tablicy na dawnym budynku Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, poświęconej ofiarom tamtych czasów. Wkrótce jednak tablica ta została usunięta i około dwustu intelektualistów, w tym wielu mieniących się katolikami, wystosowało ostry protest z podkreśleniem, że jest to groźny i godny napiętnowania przejaw antysemityzmu. Odtąd sprawa ta została „zakneblowana”, zepchnięta do dziś dnia w milczenie i nie ma odważnych, którzy by ją podjęli. Chyba łatwiej będzie ujawnić tajemnice zbrodni katyńskiej, aniżeli prawdę o politycznych więźniach w Polsce w okresie zwanym „błędów i wypaczeń” zamiast okresem wyraźnie zbrodni okrutnych a nawet zwyrodniałych. Nasze koleżanki z konspiracji mówiły, że Różański wyżywał się kopaniem w brzuch kobiet leżących już z pobicia na podłodze. Trudności w ujawnieniu tych spraw pochodzą widocznie stąd, że są jacyś znaczni ich protektorzy. Można wspomnieć, że Wiktor Kłosiewicz, przewodniczący CRZZ, piastujący także inne wysokie stanowiska w tamtych czasach, w wywiadzie zamieszczonym w „Polityce” nr 34/1981 powiedział: „nieszczęściem było, że wszyscy dyrektorzy departamentów w Urzędzie Bezpieczeństwa byli Żydami”. Tyle Kłosiewicz. Warto dodać, że nie tylko w urzędzie Bezpieczeństwo było ich dużo, ale także w sądownictwie wojskowym, Prokuraturze, Wojewódzkich Urzędach Bezpieczeństwa itd. Wielu z nich wyróżniało się szczególnie nieludzkim postępowaniem, m.in. Berman, Światło, Różański, Feigin, Humer, Bristigerowa, Stefan Michnik (w jednym tylko procesie skazał 15 oficerów WP na karę śmierci), Zambrowski (sprawował nadzór nad UB), Lityński (w jednym z moich procesów jako prokurator wywalczył kary śmierci dla trzech młodych narodowców).

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Słowo kryzys stało się nowym słowem mantrą prawie tak samo jak "terrorysta" lub teraz "rasista" i nad tą mantrą będę nieco rozprawiał gdyż media zaczęły wypuszczać niebezpieczne mity, które sprawią iż masy Polaków wylądują w kolejkach do Caritasu. Trzeba, więc uświadomić sobie jak się obecnie walczy z kryzysem i tam też znajdziemy tytułowego Ramzesa.

W XX wieku modne stało się uczenie historii w stylu "coś jest bo się stało" i dech zapiera gdy widzę tego rodzaju opinie w sprawie kryzysu jak np. że gospodarka co jakiś czas musi zmaleć bo by była za duża (...) 

Zacznijmy od tego iż w kryzysie jesteśmy nie od kilku, a od kilkunastu lat. W 1913 w USA z użyciem oszustwa zainstalowano rezerwę federalną i raz USA nawet zostały ogłoszone bankrutem, w każdym razie od tego zaczęła się ta saga o bankach centralnych nazwana później przez polityków nowym porządkiem świata. Kluczowym zdarzeniem było porzucenie standardu złota i rozpoczęcie procederu drukowania dolara z czystego powietrza, co dało centralnym bankierom nieograniczoną władzę nad walutą oraz siłą nabywczą ludzi. 

Jak z pewnością każdy wie kryzys przyszedł ze Stanów, nie jest to do końca prawda ale warto tam poszukać przyczyn. Otóż po pierwsze gospodarka rozwijała się w większości siłą rozpędu, a teraz jesteśmy na skraju pęknięcia bańki. Gdybym się teraz zapytał: co jest największym produktem eksportowym USA? Większość powiedziała by hamburgery, coca cola itd. podczas gdy w rzeczywistości jest to dolar. Tradycyjnie mówi się, że dolar jest poparty pracą amerykańskiego robotnika, problem w tym że USA drukuje pieniądze z powietrza, poparte absolutnie niczym, produkując prawie że nic. Nie ma wątpliwości iż rosnące bezrobocie tylko pogłębi ten proces, żeby nie powiedzieć że dolar a przy tym i nasza waluta utonie.