Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

210 lat temu, 6 sierpnia 1806 roku, zakończył formalnie swoje istnienie pewien specyficzny twór polityczny, który zdaniem wielu współczesnych, a nawet poprzedzających ich pokoleń, dawno już faktycznie zszedł do grobu, albo przynajmniej powinien to uczynić, zamiast straszyć swoim „anachronizmem” ludzi „cywilizowanych i oświeconych”, nawykłych już do życia w tzw. państwach narodowych, kierujących się zasadą egoizmu narodowego i równowagi sił pomiędzy nimi. Tym tworem było Święte Cesarstwo Rzymskie (Sacrum Imperium Romanum), ustanowione – czy może raczej ponownie wskrzeszone – prawie 944 lata wcześniej, w Boże Narodzenie 962 roku.

 

Jego likwidacja nie była aktem dobrowolnym, lecz wymuszonym przez cesarza „nowego typu”, cesarza rewolucyjnego i laickiego – Napoleona I Bonaparte, który po zwycięskiej bitwie pod Austerlitz, w której pokonał armię austriacką i rosyjską, był panem sytuacji. Stanowiła ona również dopełnienie ciągu zdarzeń następujących w ubiegłych latach, począwszy od tzw. hekatomby rozdrobnień Rzeszy Niemieckiej w 1803 roku, kiedy to mocą recesu Sejmu Rzeszy aż 112 państw członkowskich wyszło spod zależności od cesarza rzymskiego, popadając zresztą natychmiast w zależność od napoleońskiej Francji (a niektóre od Królestwa Prus), aż po zawiązanie w dniu 12 lipca 1806 roku, pod protektoratem Cesarstwa Francuskiego, tzw. Związku Reńskiego (Rheinbund), którego karta konstytucyjna zawierała w art. 1 akt secesji w stosunku do Cesarstwa Rzymskiego. Połączony z abdykacją jako cesarza rzymskiego akt likwidacyjny ostatniego cesarza Franciszka II (Habsburga) był więc niczym innym, jak bezsilną notyfikacją tych faites accomplis. Zważywszy, że Franciszek już dwa lata wcześniej (10 sierpnia 1804) – niejako „asekuracyjnie” i w odpowiedzi na cesarską autoproklamację i autokoronację Bonapartego – przybrał równolegle tytuł cesarza austriackiego (ściślej mówiąc: „cesarza w Austrii”), toteż godności cesarskiej jako takiej nie stracił, ta likwidacja Sacrum Imperium przeszła w zlaicyzowanym, pooświeceniowym i już porewolucyjnym świecie bez większego echa. Jak głosi fama, wielki poeta i tajny radca księcia Weimaru – Johann Wolfgang von Goethe nawet nie raczył przerwać swojego zwyczajnego spaceru, podczas którego doniesiono mu o tym wydarzeniu. Jakże zresztą mogło być inaczej, skoro jeszcze w pierwszej części Fausta pisał on ironicznie, choć nie bez dozy pobłażliwej czułości: „Drogie Święte Cesarstwo Rzymskie, jakim cudem to się jeszcze trzyma? (Das liebe heil’ge Röm’sche Reich, Wie hält’s nur noch zusammen?)”, zaś prawie 150 lat wcześniej sławny protestancki jurysta Samuel von Pufendorf głosił, że po Traktatach Westfalskich z 1648 roku cesarstwo stało się ciałem „monstrualnym”?

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna

Jedne z najbardziej aktualnych zdań napisanych przez Romana Dmowskiego pochodzą z jego dwutomowej publikacji Polityka polska i odbudowanie państwa (1923-1924). W pierwszym tomie swojej pozycji Dmowski napisał: Byłoby rzeczą nietrzeźwą oczekiwać, że w przyszłości między nami, a Rosją zapanuje idylla. Sprzeczne interesy i nieporozumienia zawsze będą. Ale to także jest pewne, że główne, istotne interesy Rosji nie leżą na granicy polskiej, tak jak główne zadania Polski nie prowadzą jej przeciw Rosji. Są zaś wielkie sprawy, dla których potrzebne jest współdziałanie obu narodów.[1] Następnie, w tomie drugim, tak scharakteryzował wyzwanie dla polskiej polityki: (…) ułożenie na przyszłość naszego stosunku do Rosji jest najważniejszym zadaniem całej naszej polityki (…) Jest to najtrudniejsze z zadań naszej polityki, nie tylko ze względu na przeszłość, ale także i dlatego, że wobec jego wagi dla naszej przyszłości, najwięcej tu napotykamy przeszkód ze strony obcych, wrogich wpływów zarówno u nas, jak w Rosji (…) Nasz dalszy stosunek do Rosji, to co w tej dziedzinie zrobimy, będzie więcej niż cokolwiek innego sprawdzianem naszej wartości politycznej, naszej zdolności do kierowania losami własnego państwa.[2]

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna

W polskiej historii powstania odgrywają szczególną rolę. Nie tyle może jako nauka, z której należy wyciągać wnioski na przyszłość, co raczej jako silne przeżycie emocjonalne. Adam Grzymała-Siedlecki wspomina, jak to jesienią 1918 roku przez Warszawę przeciągały jedna za drugą patriotyczne manifestacje. Przy jednaj takiej okazji spotkał znajomą, konspiratorkę, Sybiraczkę. Padli sobie w objęcia i Grzymała-Siedlecki powiada: widzi pani, wreszcie doczekaliśmy się niepodległości! - No tak, odpowiedziała jego rozmówczyni. - To wielkie szczęście, żeśmy doczekali, ale... - Jakie „ale” - zdumiał się Siedlecki. - Co za „ale”? - Ale już powstań nie będzie – z nutką melancholii w głosie wyjaśniła znajoma.

Tymczasem wszystkie polskie powstania zawierają jakąś mroczną zagadkę. Do wybuchu insurekcji kościuszkowskiej doszło do na skutek decyzji rosyjskiego posła i ministra nadzwyczajnego i pełnomocnego w Rzeczypospolitej Igelstroma, który zredukował o połowę etat wojsk polskich. Bardzo możliwe, że była to prowokacja obliczona na wywołanie powstania, w następstwie którego państwo polskie zostałoby zlikwidowane. Jeśli tak, to prowokacja udała się całkowicie; powstanie upadło, a państwo polskie przestało istnieć.
Podobnie zagadkowe przesłanki towarzyszyły wybuchowi Powstania Listopadowego. Na podstawie postanowień Kongresu Wiedeńskiego, Królestwo Polskie było złączone z Imperium Rosyjskim jedynie unia personalną – ale miało własne wojsko, Sejm, walutę i szkolnictwo, a językiem urzędowym był język polski. Mikołaj I metodą faktów dokonanych stopniowo ograniczał te odrębności, co oczywiście wywoływało oburzenie w Królestwie, podsycane przez rozbudowane loże masońskie, powiązane z Wielkim Wschodem Francji, który ekscytował Polaków do wywołania powstania, by jego tłumienia związało wojska rosyjskie, które wskutek tego nie mogły interweniować w Belgii i Francji. O tym „eskcytowaniu” wspomina „Warszawianka”: „Słońcem lipca (tzn. rewolucji lipcowej we Francji, w następstwie której na tronie osadzony został Ludwik Filip - SM) podniecany woła do nas z górnych stron: powstań Polsko, skrusz kajdany, dziś twój triumf, albo zgon”. Nastąpił oczywiście „zgon”, to znaczy – likwidacja resztek autonomii Królestwa, które stało się integralną częścią Imperium Rosyjskiego – ale Belgia utrzymała niepodległość.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

“ Rosjanie! Zwracam się do wszystkich Ruskich, mieszkańców Ukrainy i Białorusi i Bałkanów również uważanych za ruskich. Spojrzyjcie na nas i zapamiętajcie – z wami zrobią to samo, kiedy was zatomizują i będziecie słabi. Zachód to wściekły pies na łańcuchu, który wczepi się kłami wam w gardło.

01-oasBracia, pamiętajcie o losie Jugosławii! Nie dajcie postąpić ze sobą tak samo!”
Z ostatniego wywiadu Slobodana Miloševića.

Siedem lat temu – 11 marca 2006 roku, w „demokratycznym więzieniu” zmarł prezydenta Jugosławii Slobodan Milošević. Jego los to lekcją dla wszystkich tych, którzy są skłonni wierzyć słowom Zachodu, i tych którzy gotowi są do ustępstw.

To wydarzenie oznaczało całkowite zwycięstwo nad kiedyś jednym z najpotężniejszych państw w Europie. Jugosławia – łączyła wszystkie bałkańskie narody, posiadała największą armię w Europie, teraz pozostały po niej tylko same żałosne fragmenty. Milošević stał się pierwszą ofiarą “pomarańczowych” technologii a jego analiza mechanizmu “przejmowania władzy” nie straciła na aktualności. Za swe przewidywania Milošević zapłacił najwyższą cenę.

Na nieszczęście dla Serbii wydarzenia potoczyły się dokładnie tak, jak mówił nieżyjący prezydent: ciało serbskiej państwowości tną na kawałki odbierając Kosowo i Metohiję, popierając odejście Czarnogóry, przeszkadzając w zjednoczeniu z Serbią bośniackich Serbów.

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna

Z Piotrem Zychowiczem – pisarzem, który lubi zaskakiwać, laureatem drugiej nagrody w Konkursie Literackim im. Józefa Mackiewicza za rok 2013 – rozmawia Teresa Brykczyńska.

NCZAS: Otrzymał Pan właśnie nagrodę im. Józefa Mackiewicza za dość kontrowersyjną książkę „Pakt Ribbentrop-Beck”. Jest to jednak całkowita fikcja z gatunku „co by było, gdyby było”. Kolejna Pana książka wzbudziła chyba jeszcze więcej wątpliwości. Czy „Obłęd ’44” (książka dostępna tutaj – kliknij) miał zburzyć mit Powstania Warszawskiego? Zniszczyć naszą narodową świętość, która jest przecież elementem naszej tożsamości?

ZYCHOWICZ: Broń Boże! Książka jest moim sprzeciwem wobec traktowania II wojny światowej w kategoriach triumfalnych. Czyli przekonania, że wszyscy nasi ówcześni przywódcy byli nieomylni, a wszystkie ich decyzje jedynie słuszne. Czasami można odnieść wrażenie, że wielu Polaków – jak za komuny – uważa, że II wojnę światową wygraliśmy. Natomiast ja jestem głęboko przekonany, że II wojna światowa była największa tragedią i katastrofą w długich dziejach narodu i państwa polskiego. W jej wyniku straciliśmy połowę terytorium – z ukochanymi polskimi miastami Wilnem i Lwowem na czele – straciliśmy naszą stolicę, straciliśmy nasze elity, które zostały wyrżnięte przez obóz zbrodniczych okupantów – Związek Sowiecki i Niemców. Straciliśmy niepodległość na pół wieku. Przetrącono nam kręgosłup. To w efekcie tej klęski nasze obecne państwo bardziej przypomina PRL niż II RP. W jej efekcie żyjemy w PRL-bis. Klęska ta była spowodowana oczywiście przez okupantów. Niestety jednak poważne błędy popełniliśmy również my. Uważam, że należy je przeanalizować i wyciągać z nich wnioski.

I dlatego rozprawia się Pan z kultem Polskiego Państwa Podziemnego?