Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
Tak więc zarówno PiS jak i środowisko związane z ojcem Rydzykiem powtarzają stary numer pokazowy: nie reagują gdy trzeba i jest ku temu czas, a później gdy mleko się rozleje, to odgrywają rolę zatroskanych o los Polski patriotów, a naiwny elektorat i słuchacze RM połykają to jak pelikany.

Na łamach prasy i specjalistycznych, branżowych mediów trwa płacz, że Niemcy blokują budowę gazoportu w Świnoujściu. Oficjalnie- używając retoryki rodzimych „europejczyków”- „naszym najlepszym adwokatom w UE” chodzi o troskę o środowisko naturalne i rzekomo negatywny wpływ gazoportu na nie, a nieoficjalnie gdy nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze, a konkretnie o interes Niemiec. Po prostu gazoport w Świnoujściu może stać się konkurencją dla niemiecko- rosyjskiego projektu Nord Stream.

Płaczą więc dziennikarze, płacze część polityków i utyskuje na Niemców. A oni po prostu nie robią nic innego jak pilnują swojego interesu narodowego. Nie po to zainwestowali w rurkę pod Bałtykiem, nie po to najwyższe czynniki władzy w Niemczech i ich dyplomacja ciężko pracowały na to, aby wschodni sąsiedzi, czyli Polacy mieli im doskonały interes gazowy popsuć. Bez skrupułów więc torpedują politycznie polski projekt gazowy.

Jednakże nie Niemców należy winić za to, co się dzieje, bo to jest tak, jakby do wielbłąda mieć pretensje, że jest garbaty. Pretensje należy mieć tylko i wyłącznie do polskich polityków i to bez względu na opcję. Wszak nie trzeba było być ekspertem, aby przewidzieć, że projekt budowy gazoportu w Świnoujściu jest złym pomysłem z jednego prozaicznego powodu: za blisko Niemiec i ten projekt może być narażony na próby utrącenia go z ich strony. I tak się stało.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
Zakłady lotnicze 'Awiakor' (dawniej Fabryka №18) w Samarze (dawniej Kujbyszew), specjalizujące się w produkcji i remontach samolotów pasażerskich (dawniej bombowców Tu-95) ukończyły remont rządowego Tupolewa Tu-154M nr boczny 102, identycznego bliźniaka samolotu rozbitego w Smoleńsku. Taki remont kosztuje około 10 milionów dolarów.
No i teraz nikt w Polsce nie wie, co z tym samolotem dalej zrobić.
To jest hipokryzja najwyższej próby, doprawdy dech w piersiach zapierająca. Jak to, co zrobić? Odstawić z powrotem do macierzystego pułku na Okęciu, i zgodnie z przeznaczeniem samolotu niech nim pan prezydent Komorowski i pan premier Tusk latają, gdzie tylko im będzie trzeba.
Powinni latać z satysfakcją. Z przyjemnością. Na luzie.
Z uśmiechem. Z pieśnią na ustach! Poniatno?
Wszak nastąpił przełom w stosunkach polsko-rosyjskich, więc ani prezydent K., ani premier T. nie mają żadnych sensownych powodów, by Tupolewem nr 102 nie latać. Nie ma też powodu, by im podatnik kupił nowsze i lepsze samoloty. Czasy są ciężkie, kasy jest mało, zaoszczędzone pieniądze z pewnością się gdzieś w budżecie przydadzą. Zresztą '102' jest przecież teraz jak nowy, świeżo wyremontowany troskliwymi, złotymi rękami rosyjskich przyjaciół, którym premier i prezydent są gotowi wszystko zawierzyć i wszystko wybaczyć. Samarskie babuszki w gumofilcach w nadgodzinach tyrały, żeby samolot w porę na glanc wypucować. Samarska dyrekcja wycieczki po nim oprowadzała, pokazując z dumą najwyższą jakość prac remontowych.
A tu tymczasem te przeklęte, niewdzięczne, rusofobiczne Lachy nie mają zaufania, nie chcą dawać przykładu i bluźnierczo się zastanawiają, czy wierzyć w szczerość duszy rosyjskiej (dawniej radzieckiej), czy też pozbyć się samolotu. A to przecież symbol przyjaźni. Tym bardziej symboliczny, że samolot '102' jest identycznie taki sam jak '101', który umożliwił historyczne pojednanie.

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
Wirtualna Polska za „Dziennikiem Gazetą Prawną” podała, że Niemcy nie chcą, aby Polska dostała 80 milionów euro, czyli 320 milionów złotych, dotacji z Unii Europejskiej na budowę gazoportu w Świnoujściu. Oficjalnie chodzi o zastrzeżenia ekologiczne, nieoficjalnie o to, że nasz terminal będzie konkurencją dla gazociągu Nord Stream.
Sytuacja z końca XVIII wieku powtarza się na naszych oczach, trwa likwidacja państwa polskiego. Wtedy istnienie Rzeczypospolitej zakończyło się efektownymi rozbiorami, ale poprzedziło je wieloletnie ingerowanie w sprawy wewnętrzne naszego państwa mocarstw ościennych.

Nie wiem jakie wydarzenie historycy kiedyś, w przyszłości, uznają za kres istnienia niepodległej Polski na początku XXI wieku, czy będzie to przyjęcie przez III RP traktatu lizbońskiego, czy jakieś inne wydarzenie, które było, albo takie, które dopiero będzie. Pozostaje obserwować ingerowanie z zewnątrz w wewnętrzne sprawy Polski i, niestety, śmiać się z polityków, którzy puszą się udając samodzielnych graczy na scenie politycznej, podczas gdy tak naprawdę są tylko kukłami za pośrednictwem których ci z zewnątrz rządzą Polską.

Wirtualna Polska za „Dziennikiem Gazetą Prawną” podała, że Niemcy nie chcą, aby Polska dostała 80 milionów euro, czyli 320 milionów złotych, dotacji z Unii Europejskiej na budowę gazoportu w Świnoujściu. Oficjalnie chodzi o zastrzeżenia ekologiczne, nieoficjalnie o to, że nasz terminal będzie konkurencją dla gazociągu Nord Stream. Niemcy domagają się, żeby Polska przeprowadziła wyjątkowo drobiazgowe analizy oddziaływania terminalu na środowisko po ich stronie granicy. Opóźniłoby to zaplanowane na połowę września rozpoczęcie budowy gazoportu.

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
Kłopoty finansowe Grecji, Włoch, Hiszpanii i wielu innych państwa europejskich nie dały do myślenia unijnym decydentom i zamiast ciąć wydatki, wprowadzać niezbędne reformy unijnych struktur postanowili o zwiększeniu wydatków na utrzymanie biurokratycznego molocha. Bruksela rości sobie prawo do kontroli sposobu w jaki państwa członkowskie pilnują swoich deficytów budżetowych. Oczywiście kontrola taka byłaby niemożliwa bez wzrostu do granic absurdu kosztów funkcjonowania Unii Europejskiej. Już od 1 stycznia 2011r. rozpoczną działalność aż cztery nowe duże instytucje unijne : Europejski Organ Nadzoru Bankowego, Europejski Organ Nadzoru Ubezpieczeń i Pracowniczych Programów Emerytalnych, Europejski Organ Nadzoru Giełd i Papierów Wartościowych oraz Europejska Rada Oceny Ryzyka Systemowego. Roczny koszt utrzymania tych instytucji wyniesie 20 milionów euro, a zapłacą za to oczywiście podatnicy.

W 2011r. koszt funkcjonowania unijnej administracji wzrośnie o 4,4% i wyniesie 8,3 mld euro. Koszty administracji samej Komisji Europejskiej w 2011r. wyniosą 2,7 mld euro, czyli wzrosną o prawie 3%.Warto podkreślić też fakt, że urzędników unijnych jako jedynych w Europie nie dotknie zamrożenie emerytur, a wzrost ich świadczeń wyniesie 6,9%, dotyczy to świadczeń byłych urzędników unijnych. W samej Komisji Europejskiej zatrudnionych jest aż 25 tysięcy urzędników.

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna

Kanonem wspomnień o Sierpniu`80 jest scena zawarcia w dniu 31 sierpnia 1980 r. w Sali BHP Stoczni Gdańskiej porozumienia pomiędzy Międzyzakładowym Komitetem Strajkowym a delegacją władz PRL. Scena ta przywoływana jest przez postkomunistyczną propagandę, jako ikona symbolizująca możliwość dialogu i współpracy „Polaka z Polakiem". Ma to znaczyć, że obie strony łączył ten sam cel. Oto działacz założonych dwa lata wcześniej antykomunistycznych Wolnych Związków Zawodowych  podpisuje dokument wynegocjowany z przedstawicielem PZPR. 

Ten mit jest wierutnym, komunistycznym, ordynarnym kłamstwem. Działacze PZPR nie byli polskimi patriotami i gdy w dziesięć lat po Grudniu`70 wybuchł w Gdańsku kolejny antykomunistyczny bunt, jego źródłem nie było pragnienie porozumienia się ze zdrajcami polskości, a zmuszenie ich do uznania praw narodu.

Cel WZZ był jasno określony - utworzenie niezależnego od władz przedstawicielstwa społecznego, zdobycie przyczółka wolności, który możnaby następnie rozszerzać, aż do całkowitej likwidacji komunizmu. Zbrojna przewaga komunistów, grożących ponadto zawezwaniem pomocy armii sowieckiej, zmuszała MKS do ostrożności. Dlatego przyjęto ofertę postpaxowsko-rewizjonistycznych pośredników - zgodę na przyjęcie zasłony, czyli tzw. kierowniczej roli partii w państwie. W sławnym filmie „Robotnicy`80" Bronisław Geremek przyznaje: „Od samego początku gdyśmy przyjechali intencją naszą było  powiedzieć, że całemu krajowi zależy na tym, żeby to jak najszybciej się skończyło, to znaczy żeby dojść do porozumienia. Obu stronom to powiedzieć i powiedzieliśmy obu stronom. Zanieśliśmy nasz apel zarówno do Komitetu Strajkowego jak i prosiliśmy o przekazanie Komisji Rządowej."

Warto sobie dzisiaj, trzydzieści lat po Sierpniu`80 i dwadzieścia lat po upadku komunizmu, ten film przypomnieć (najlepszym dowodem, że warto, jest fakt, że od dawna nie jest już wznawiany). Dla Geremka i jemu podobnych „to", czyli ogólnopolski bunt przeciw komunizmowi i sowietyzmowi, był nieporozumieniem, które trzeba jak najszybciej zamazać i przerobić na „socjalistyczną odnowę" w typie Października`56.