Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna

Rezygnacja Donalda Tuska z kandydowania na urząd prezydenta, w opinii niektórych komentatorów, podjęta została na skutek decyzji zewnętrznych. Pisząc o „zewnętrznych” wpływach można oczywiście mieć na myśli pozapartyjne (tajne?) struktury wewnątrz kraju, jak i zachodnie ośrodki decyzyjne. Jak podawały media dużą rolę w tym „procesie decyzyjnym” odegrała Angela Merkel, namawiająca Donalda Tuska do rezygnacji. Jeśli w tej sprawie wypowiadała się znana w Europie kanclerz Republiki Federalnej, to co dopiero mówić o kręgach nieformalnych, z definicji nastawionych na reżyserowanie polityki europejskiej.

Korzyści polityczne z powyższej decyzji premiera Polski dla reżyserów polskiej sceny politycznej są aż nadto oczywiste. Kandydowanie Tuska rozpętałoby wojnę domową w Platformie, trwającą długo, zważywszy na fakt, że nie ma w tym ugrupowaniu naturalnego lidera po Tusku. Rozpad Platformy to destabilizacja ogromnej części sceny politycznej. Równie poważne problemy niosłoby jego zwycięstwo wyborcze. W Platformie wojna trwałaby nadal. Porażka Lecha Kaczyńskiego zaś prowadziłaby z kolei do destabilizacji PiS-u. Ewentualne rozbicie tego ugrupowania stanowiłoby kolejny problem, zważywszy na możliwość odrodzenia się prawicy narodowej, podobnej do dawnej LPR czy ZCHN. Tego zaś eurofederaliści życzą sobie najmniej. Wszak traktat lizboński nie jest ostatnim projektem na drodze do budowy superpaństwa europejskiego. Pozostawienie zatem na scenie politycznej eurosceptycznego ugrupowania przyznającego się do zasad konserwatywnych w chrześcijańskiej Polsce byłoby posunięciem bardzo ryzykownym. Zatem kandydowanie i zwycięstwo Tuska to cały stos problemów dla polskiej i europejskiej lewicy liberalnej.

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna

PiS-owskie i okoliczne projekty nowej polskiej konstytucji zawierają obostrzenia w kwestii ratyfikacji umów międzynarodowych. Będzie to przedstawiane patriotycznym wyborcom jako blokada wobec dalszego ograniczania suwerenności Polski. Polacy nie powinni uwierzyć w tę propagandę. Bracia Kaczyńscy mogli sobie pozwolić na pseudoniepodległościowe pomysły w projekcie tylko dlatego, że ich eksperci konstytucyjni znają traktat lizboński i jego sprytne klauzule. Jedna z nich, zwana klauzulą kładki (passerelle) lub klauzulą schodów ruchomych, przewiduje, iż dalsze zmiany ustroju Unii nie będą już wymagały traktatów ratyfikowanych przez parlamenty i prezydentów. Lech Kaczyński, wiedząc o tym, podpisał się pod traktatem, który w perspektywie kilku lat ma odebrać. Polsce do reszty suwerenność, czyniąc z niej riespublikę Związku Socjalistycznych Republik Europejskich. Jeśli obecny prezydent resztek Rzeczypospolitej zrobił to nieświadomie, powinien o swojej ignorancji publicznie poinformować.

Co to jest kładka?

Wyjaśnienie należy się nie tylko Czytelnikom. Większość polskich polityków nie wie, czym ona jest. Generalnie klauzula (czyli postanowienie umowne, traktatowe) zwane kładką – to furtka dla Rady Europejskiej (zgromadzenia głów państw) umożliwiająca im jednogłośne upoważnienie rady ministrów (czyli ministrów od jednej sprawy zgromadzonych razem) do głosowania kwalifikowaną większością we wskazanych (mniej lub bardziej precyzyjnie) sprawach. Dla organizacji grupujących suwerenów jedynym dotąd przez wieki dopuszczalnym sposobem decydowania była jednomyślność. Żadna grupa suwerenów w historii nie zgodziła się na głosowanie we własnym gronie większością głosów. Już samo złamanie tej tradycji pokazuje, że w unijnym ustroju Polska nie jest suwerenem. Ba! Jeśli przyjąć prawnicze rozróżnienie, iż nie ma „częściowej suwerenności”, czy też „suwerenności dzielonej”, a państwo albo jest całkiem suwerenne, albo nie jest takie w ogóle, pozostaje tylko jedna wykładnia tego ładu prawnego: Polska już nie jest suwerennym państwem, bo się swojej suwerenności zrzekła. O tym pisaliśmy w „NCz” jesienią. Pozostaje zatem pytaniem, czy wysokie prawdopodobieństwo sfałszowania referendum akcesyjnego osłabia tę wykładnię.

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
Na naszych oczach, przy biernej postawie polityków, mediów, służb specjalnych, dzieje się ostatni akt utraty suwerenności naszego kraju. Afera hazardowa „warta” być może 0,5 mld PLN skutecznie przesłania megaaferę, w której Polska straciła jakieś 1500 mld PLN.

Megaafera nie zostaje zauważona, być może dlatego, że ma rozmiar niewiarygodny, choć tak łatwo sprawdzalny. W czasie, kiedy kolejne rządy szukają dywersyfikujących rozwiązań dostawy paliw, po cichu rozdawane są polskie zasoby ropy i gazu obcym firmom. Oficjalna wersja Głównego Geologa Kraju jest taka: „Przekazujemy zasoby w celu ich rozpoznania, nie posiadamy środków na ten cel i nowoczesnych technologii”.

To kłamstwa.

Od dziesiątków lat, w tym także w ostatnim 20 – to leciu, manipulowano informacją geologiczną. Np. coroczne Bilanse Zasobów Kopalin (PIG) informują, że mamy jedynie 150 mld m3 gazu (na 10 lat eksploatacji) i 19,5 mln ton ropy (na 1,3 roku eksploatacji).

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna

Nigdzie  na świecie nie znajdziemy chyba miejsca, gdzie poza nazwami miejscowości w języku lokalnym stosowano by również nazwy polskie. Z całą pewnością nie znajdziemy takiego miejsca na terenie Republiki Federalnej Niemiec, a przecież, do czasu zdelegalizowania przez Hitlera, mniejszość polska na terenie tego państwa istniała i cieszyła się jakimiś prawami. To co słyszymy obecnie o traktowaniu tam Polaków, na pewno nie kojarzy się z tym co było przed rokiem 1933, chociaż i wtedy łatwo nie było, ale raczej przypomina okres późniejszy.
 A u nas? Odwrotnie. Nie dość, że mamy, ustanowione przez Sejm Rzeczypospolitej Polski prawo, które dopuszcza takie rzeczy, jak stosowanie niemieckiego nazewnictwa na ziemiach, o które przed laty “walczyli Powstańcy, śląscy bojownicy w tym wielkim Powstaniu” to jeszcze mamy lokalnych urzędników, którzy w swej nadgorliwości przy jego realizacji posuwają się do łamania innych przepisów. Upadek naszego państwa jest naprawdę zatrważający. Dobrze, że znajdują się ludzie, którzy próbują na różne sposoby bronić “polskiej racji stanu”. Szkoda, że w najwyższych władzach, wśród prawodawców, trudno o takich. Tam, mamy już tylko samych “europejczyków”, którzy otwarcie przyznają się do braku zielonego pojęcia o tym, czym też taka racja może być. 
Władze naszych zachodnich sąsiadów, dla odmiany, mają w kwestiach “niemieckiej racji stanu” orientację bardzo dobrą i świetnie potrafią swoje cele realizować. Także na terenie naszego kraju. Wielu mieszkańców podopolskich miejscowości, którzy oficjalnie opowiedzieli się za ich dodatkowymi niemieckimi nazwami, w prywatnych rozmowach przyznaje, że czuli się do takiej deklaracji przymuszeni. Obywatele Polski, na terenie własnego kraju, czuli się przymuszeni do opowiedzenia się za niemieckością! To kto tu rządzi?

Złamanie prawa do jakiego doszło podczas nadawania dodatkowych nazw przez Radę Miejską w Ozimku, a polegające na niewłaściwym sposobie zorganizowania konsultacji ze społecznością lokalną, było powodem zaskarżenia uchwał Rady do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Opolu przez pana Tomasza Strzałkowskiego Radnego Powiatu Opolskiego Ziemskiego. We wtorek, 9 lutego w Opolu przy ulicy Kośnego 70, odbyło się przed tym sądem 12 rozpraw. Dwanaście, bo tyle podjęto wadliwych uchwał na sesji Rady.

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna

W Polsce funkcjonuje wiele błędnych, zaciemniających stan faktyczny stereotypów. Jednym z nich jest teza, że synonimem prawicowości jest antyrosyjskość. Wydaje się, że jedną z przyczyn takiego postrzegania tej kwestii jest fakt, że lewica patriotyczna, socjalistyczna wywodząca się z nurtu piłsudczykowskiego PPS zawłaszczyła na polskiej scenie politycznej miejsce zarezerwowane dla konserwatywnej, narodowej prawicy. Pisząc o lewicy patriotycznej spod znaku PPS mam na myśli Prawo i Sprawiedliwość.

W ten sposób doszło do zaciemnienia obrazu oraz zamulenia całej sceny politycznej. Od początku lat 80-tych ubiegłego wieku, jeszcze za epoki PRL przyjęło się jakże błędne myślenie, że ci co Rosji nie lubią i bez względu na ustrój w niej panujący widzą w niej Belzebuba czyhającego na suwerenność Polski są „prawicowi”, a ci którzy widzą w niej partnera to „komuchy” i „lewica”.