Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Gazeta Finansowa:"Jeśli rząd umorzy długi Gazpromu, to będziemy
 wnioskować o powołanie sejmowej komisji śledczej - zapowiadał w połowie
 listopada 2009 r. Lech Kaczyński. Było to kilka tygodni po
 uprawomocnieniu się precedensowego wyroku Federalnego Sądu Arbitrażowego
 w Moskwie. Nakazał on rosyjskiemu koncernowi energetycznemu Gazprom
 zapłacenie wymaganej prawem kwoty za tranzyt rosyjskiego gazu przez
 Polskę. Łącznie z odsetkami była to kwota 1,2 miliarda złotych. Wówczas  długi Gazpromu
 wynosiły ponad 55 miliardów dolarów i ciągle rosły. Jedyną szansą, aby
 uniknąć spłaty zaległych kwot Polsce, było umorzenie długu. Za tym
 umorzeniem w listopadzie 2009 r. opowiedział się rząd Tuska, jednak
 stanowczo zaprotestował Lech Kaczyński.
 Jednostronna decyzja Na mocy porozumienia jamajskiego z 1993 r., rosyjski koncern Gazprom
 miał przesyłać przez terytorium Polski gaz do krajów Europy Zachodniej.

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna

Z historycznego punktu widzenia możemy dziś mówić o wyższości ogólnoludzkich wartości świata słowiańskiego nad wartościami ludów germańskich, anglosaskich a przede wszystkim nad wartościami żydowskimi, nad wartościami judaizmu. Jest faktem historycznym, że życie, rozwój ludzkiej cywilizacji szły ze Wschodu.
Współcześnie z Zachodu przychodzi śmierć – degeneracja ludzkiej, europejskiej (i nie tylko europejskiej) kultury, regres rozwoju gospodarczego, załamanie demograficzne – jednym słowem regres cywilizacyjny. To wszystko zawdzięczamy niszczącemu pierwiastkowi jakim jest postępująca judaizacja wszystkich procesów składających się na to, co nazywamy kulturą i cywilizacją.

W minionym systemie socjalistycznym – a przecież nie był to wymarzony przez Polaków ustrój, w systemie socjalistycznej gospodarki narodowej byliśmy, jako Naród i Państwo podmiotem w polityce światowej, byliśmy kimś i „na swoim”.We współczesnym systemie kapitalistycznym jesteśmy niczym i jako Państwo i jako Naród. My, Polski Naród i  Nasze Państwo jesteśmy okradani, wywłaszczani z majątku narodowego, manipulowani i oszukiwani. Jesteśmy niemal całkowicie pozbawienie suwerenności politycznej i gospodarczej.

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna

O ile sytuacja w Grecji przyprawia unijnych decydentów o zawrót głowy, o tyle kryzys włoski może totalnie pogrążyć walutę euro. To nie przypadek, że w Holandii pojawił się pomysł wykreowania nowej waluty dla krajów północnoeuropejskich Unii Europejskiej lub powrotu do guldena. Podobno niemieccy politycy rozważają nawet wariant wyjścia z Unii. Zatem odejście z rządu Silvio Berlusconiego niczego we Włoszech nie kończy, wręcz przeciwnie wszystkie problemy pozostają, bo pozostaje niebotyczne wręcz zadłużenie kraju. Walka o Rzym z kolei jest walką o przetrwanie waluty euro, a dalej jest to walka o przetrwanie Unii. Dla Warszawy jest to równie ważne, zważywszy na fakt, że nie ma w Polsce rozważanych innych poza prounijnym wariantów rozwoju wypadków. Ten brak polskiej polityki zagranicznej może się srodze zemścić. Nie sposób też nie przypuszczać, że projektowany budżet UE będzie o wiele szczuplejszy i o wiele mniej pieniędzy trafi do Polski.

Jeszcze dwa lata temu rząd Donalda Tuska z wielką mocą nakreślał perspektywę roku 2012 jako daty wejścia Polski do strefy euro. Decyzja taka miała być lekarstwem na wszelkie bolączki wahań kursów walutowych, które targały stabilnością polskiego handlu międzynarodowego. Dzięki euro, twierdzono, Polska pozbyłaby się problemu ataku spekulantów na złotówkę. Tymczasem, jak wielokrotnie pisałem, chodzi nie o to, jak szybko biegniemy, ale raczej w jakim kierunku. Sytuacja Polski, pozostająca poza pierwszą prędkością wydarzeń europejskich, jest lepsza niż np. Słowacji czy Estonii, które są w oku cyklonu. Wszystko to dlatego, że nie udało się na szczęście zrealizować planu PO szybkiego wejścia Polski do strefy euro.
Kryzys w eurolandzie jest dla socliberałów szansą na przyspieszony kurs tworzenia rządu europejskiego.

Ocena użytkowników: 1 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

W niedzielę 30 V b. r. w nocy (!) prawicowy (?) rząd niemiecki na nadzwyczajnym posiedzeniu podjął decyzję o wyłączeniu wszystkich tamtejszych elektrowni atomowych do roku 2022. 30 VI Bundestag uchwalił Trzynastą nowelę do ustawy o energii atomowej. Właściwie rzecz biorąc na tle najnowszej historii Republiki Federalnej oraz ze względu na uwikłania niemieckiej prawicy instytucjonalnej, po katastrofie w Fukushimie należało się tego spodziewać. Jeśli nie liczyć pewnych wyjątków niemieckie elektrownie atomowe już zostały wyłączone. Powinniśmy się cieszyć?

W krajach niemieckojęzycznych robi karierę określenie wymiana energetyki (Energiewende). Przez analogię do ponownego zjednoczenia Niemiec (zwanego skrótowo zmianą względnie wymianą: die Wende) ma oznaczać wielki postęp, rozwój i ucieczkę do przodu. „Atomowe kopciuchy” ma zastąpić podobno niezwykle przyszłościowa, fenomenalnie czysta i bezpieczna energetyka odnawialna. To brzmi nie najgorzej, ale powstaje pytanie, czy ta polityka nie skończy się fatalnie. Tak czy owak nie jest to koniec ani energetyki atomowej jako takiej ani budowy nowych elektrowni atomowych w Europie. Nawet jeśli w sierpniu (31 VIII) rząd federalny zrezygnował z utrzymania elektrowni atomowych w roli rezerwy na wypadek ostrej zimy. [1] Na dodatek prawie na pewno niepowodzenie tego wielkiego planu oznaczałoby ostateczne załamanie gospodarcze Niemiec, a w wyniku tego większości państw UE. Jednak bez obawy. Jest jeszcze Gazprom, Rosatom, AREVA i Urząd Energii Atomowej Zjednoczonego Królestwa (United Kingdom Atomic Energy Authority).

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
Jak wyglądał Plac Konstytucji w Warszawie 11 listopada br. każdy widział. Kilkuset zamaskowanych pospolitych bandziorów przyciągniętych przez trwający kilka tygodni szum medialny kreujący napięcie, że „coś się wydarzy” urządziło sobie trwającą kilkadziesiąt minut bijatykę z policją. Przykry to widok, gdy w Święto Niepodległości kilkuset barbarzyńców rzuca kamieniami i czym popadnie w policję. Chociaż mam świadomość, że kontrowersyjnie to zabrzmi, to jednak to napiszę: dostrzegam jeden, jedyny pozytyw tego, co zaszło 11 listopada w Warszawie.

Mam na myśli zachowanie części funkcjonariuszy policji. Otóż nie tylko w Internecie, ale już niektóre stacje telewizyjne pokazały scenę, gdy ulicą idzie spokojnie, nie wznosząc żadnych okrzyków grupa ludzi. Nagle atakuje ich kilkunastoosobowa grupa policjantów w cywilu, którzy mają założone żółte kamizelki z napisem „policja”. Hitem Internetu jest film, w którym policjant z tej grupy najpierw traktuje gazem po oczach spokojnego człowieka, a później go kopie po głowie. Najbardziej dający do myślenia w tej całej historii nie jest fakt, że ten osobnik w kamizelce policji katuje leżącego człowieka, bo w każdej grupie społecznej czy zawodowej znajdą się ludzie, którzy nadużywają swoich praw wynikających z piastowanego stanowiska.  Poza tym w sytuacji skrajnego stresu człowiek działa pod wpływem adrenaliny i mogą „puścić nerwy” (także policjantowi), więc należy to uwzględnić przy tej sprawie. Problem w tym, iż wśród kilkunastoosobowej grupy funkcjonariuszy nie znalazł się ani jeden stojący na gruncie prawa, który uspokoiłby swojego kolegę po fachu. Co to oznacza? Że cała ta grupa policjantów toleruje taki proceder i uważa za normalne takie traktowanie zatrzymanego obywatela.